Różne były drogi obierane przez alternatywnych przedstawicieli
niemieckiej sceny muzycznej początku lat 80. lecz zawsze zahaczały o
niebezpieczne (czasem i dla uszu potencjalnych odbiorców) eksperymenty
z elektroniką. Tak też sprawa miała się z Die Krupps, grupą, która nim
na dobre zdefiniowała swój właściwy styl, na swym pierwszym "dziecku" - "Stehlwerksinphonie" - pokazała oblicze w pełni eksperymentalnej ekipy,
niestroniącej od połamanych i nie zbyt łatwych do zaakceptowania
dźwięków.
Cały materiał pod względem struktury przywodzi na myśl mocno zmechanizowaną orkiestrę, która występuje w jakimś industrialnym odpowiedniku sali koncertowej, gdzie zamiast miękkich siedzeń, ciepłych światełek wystających ze ścian czy bogatych dekoracji, za tło ma służyć betonowy bunkier, pordzewiałe rury i smród wydobywający się z fabrycznych kominów - iście malowniczy zakątek by obcować z orkiestralną muzyką. Choć z drugiej strony ile to już razy mówiono o odmiennym spojrzeniu na estetykę, o swego rodzaju muzycznym turpizmie. Post-industrialny krajobraz wcale nie powinien więc dziwić, tym bardziej, kiedy usłyszymy, z czym orkiestra do nas przyszła.A jest, czego słuchać. Płyta, z którą słuchacz ma do czynienia, praktycznie z każdym odsłuchem może zwrócić jego uwagę na zupełnie inny aspekt ogólnej ściany dźwięku. Z tego względu, jeśli ktoś tylko ma wytrzymałe nerwy i zwyczajnie kocha muzykę przypominającą codzienny łoskot pracy na akord, raczej nie znudzi się tą pozycją i będzie wracał do niej latami. Niezależnie od mnogości efektów wykorzystanych przy okazji komponowania zawartości "Stehlwerksinphonie" charakterystycznym dźwiękiem jest płaczliwy i strasznie psychodeliczny saksofon Evy Gossling. O dziwo idealnie pasuje on do wszelkich metalicznych pogłosów, jeszcze bardziej pogłębiając psychodeliczny charakter całego wydawnictwa.
Choć na ten materiał składają się zaledwie dwa utwory, praktycznie o niemal tej samej budowie, to wreszcie przy okazji tego wydawnictwa można zauważyć czym różni się instrumentalny industrial od tego obdarzonego wokalem. Wprawny słuchacz niemal od razu odczuje różnicę pomiędzy głębią klimatu obu utworów. Im bardziej efektowne krzyki celowo powtarzane i wydłużane, tym lepszy efekt odczuwalny i tym głębsza psychodela. Po raz kolejny daje o sobie znać prosta prawda, że wokal jako taki też po części jest instrumentem, nadającym odpowiedniego kształtu całości zjawiska, jakim jest muzyka, - bo o prawdziwym zjawisku powinniśmy mówić biorąc pod uwagę pierwszy pełnometrażowy album Die Krupps.
Podsumowując: "Stehlweksinponie" to kolejna produkcja z serii ciężkich do przełknięcia industrialnych zgrzytów, obdarzona jednak niezwykłą duszą. Mówiąc krótko - tą muzykę można kochać, albo nienawidzić. Ci pierwsi, więc na pewno się w nią zaopatrzą, (jeśli już tego nie zrobili), Ci drudzy przemilczą fakt istnienia tej płyty.
Tracklista:
01. Stahlwerksinphonie A
02. Stahlwerksinponie B
Wydawca: Zick Zack Records (1981)