Dzwon wieży kościelnej bije na potępienie mej duszy
Chłód nocy trupimi palcami mój udręczony umysł kruszy
Jestem sam w pustyni blokowisk martwych, cuchnących
W mroku swego wnętrza dusząc syk głosów szepczących
Szukam drogi, ciepła, światła upragnionego
Znaku życia, zieleni lasu, oceanu błękitnego
Gdzie jesteś aniele stróżu mój upragniony
We krwi broczący gdzieś w drodze porzucony
Bez skrzydeł, okaleczony, samotnie płaczący
Zapomniany, oślepiony, w ogniu się wijący
Choć minęło tyle czasu odkąd szatan swą zabawę rozpoczynał
Choć śmiałem się trzymając cię, gdy Legion gardło Ci podrzynał
I z demonami tańcząc w krwi twojej się kąpałem
Już nie uciekam, już się zatrzymałem
I wierząc, że Ciągle mnie kochasz i szukasz w zaślepieniu
Że wiarę pokładasz w tak nędznym stworzeniu
Czekam na ciepło twych rąk zbawicielu
Przyjdź...czekam jedyny mój mroczny przyjacielu