Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Blaspherian - Infernal Warriors Of Death

Lata dziewięćdziesiąte pamiętają świetność death metalu, kiedy to coraz to nowsze kapele próbowały ulepszyć, unowocześnić czy podrasować ten gatunek. Morbid Angel, Atheist i wiele innych znakomitości przybiło mocną pieczęć na śmierć metalu i do dziś ich albumy są za to kochane. Nikt też na pewno nie zapomniał pierwszych dokonań Autopsy, Entombed, Dismember, Demilich i tym podobnych. Na chwilę obecną jednak ciężko zaskoczyć wyrachowanych słuchaczy, którzy przebyli death metalowe piekło wzdłuż i wszerz.  Rynek muzyczny widział już niemal wszystko, a większość bandów zlewa się w szarą masę z której da się wyłowić parę perełek. Są natomiast zespoły, które nie potrzebują szukać świeżości, polotu i nowatorstwa, nie biorą udziału w wyścigu kto szybciej i sprawniej technicznie, a w klimatach death metalu starej daty czują się najlepiej. Tak jest właśnie z zespołem Blaspherian.

Formacja została utworzona w 2004 roku w Stanach Zjednoczonych. Czwórka muzyków o mało oryginalnych pseudonimach naparzała death metal nie zważając na nic dookoła. Od czasu powstania zespół nie może się poszczycić niczym szczególnym, poza paroma demkami, jedną Epką oraz jakimś splitem.  Dopiero w roku 2011 wytwórnia Deathgasm Records postanowiła wydać ich materiał jako długogrającą, pełną płytę. Zawartość nie jest na pewno niespodzianką, gdyż dostajemy 36 minut czystego death metalu starej szkoły.

Album zatytułowany „Infernal Warriors Of Death” uderza prosto w szczękę od samego początku. Struktury kawałków są proste i dosyć łopatologiczne. Sporo wolnych, monotonnych riffów przeplatana jest z szybszymi partiami. Gdzieniegdzie da się usłyszeć nieudolną solówkę i kulawe blasty, ale kawałki nie różnią się od siebie niemal niczym. Jeśli chodzi o produkcję to jest fajnie, choć zadbano o to żeby album brzmiał jak prawdziwy old schoolowy death metal. Ciężkie, mięsiste i surowe gitary wyeksponowane zostały na sam przód i katują uszy na dzień dobry. Perkusja schowana jest nieco do tyłu, ale słychać wszystko jak należy. Co do basu nie ma się co wypowiadać bo go totalnie w tym natłoku nie ma. Growl jest niski, brudny i zaśpiewany z samych jelit, ale wpasowuje się w klimat bardzo dobrze. Gdyby rozpatrzeć ogół dostajemy album ogromnie duszny, przytłaczający, chwilami monotonny i męczący. Na kilometr czuć zło, piekło, zgniliznę, smołę i śmierć.

Blaspherian na pewno świata tym albumem nie pobije i pomimo braku oryginalności słucha się tego dość przyjemnie. Jednak fanatycy starej szkoły śmierć metalu, znajdą na tym krążku coś dla siebie. Ja tymczasem zapuszczę sobie mimo wszystko nowe Ulcerate, choć nie wykluczone że do Blaspherian jeszcze kiedyś powrócę.

Tracklista:

1. The Disgrace of God
2. Desecration Eternal
3. Sworn To Death and Evil
4. Lies of the Cross
5. Infernal Warriors of Death
6. In The Shadow of His Blasphemous Glory
7. Invoking Abomination
8. Exalted in Unspeakable Evil

Wydawca: Deathgasm Records (2011)

Komentarze
DEMONEMOON : Troche starych Canibali troche starego ASPHYX,old w chooj,a czy meczące?...
Dreamen : Mój kumpel kiedyś powiedział że dobry death metal musi męczyć;)Zn...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły