Moja ostania przygoda z regularnym wydawnictwem Finów to początek XXI wieku i album "Inquisition Symphony" (1998 r.). Na tym albumie „
"szaleni wiolonczeliści" (jak określały ich wówczas nasze media) wydawali mi się być jedynie muzycznym dziwolągiem, który zyskał sławę wyłącznie dzięki coverowaniu znanych gwiazd sceny rockowej/metalowej przy użyciu nietypowych instrumentów. Okazało się jednak, ku mojemu zdumieniu, że latka płyną, a Apocalyptica nie tylko wciąż wydaje nowe płyty, ale także zdobywa coraz większą popularność. Nie zrażony więc doznaniami związanymi z odsłuchem „Inquisition Symphony” postanowiłem zapoznać się z najnowszym wydawnictwem tych instrumentalistów pod tytułem "7th Symphony".
Niestety o rzeczonym wydawnictwie nie jestem w stania napisać zbyt wiele dobrego. Muzycy Apocalyptica po raz kolejny udowodnili, że są zespołem bez muzycznego kręgosłupa, znajdującym się w głębokim muzycznym rozkroku. Z jednej strony kontynuują tradycję utworów instrumentalnych, znanych z początkowych wydawnictw zespołu ("At The Gates Of Manala", "On The Rooftop With Quasimodo"), z drugiej strony flirtują właściwie z wszystkimi najmodniejszymi gatunkami nowoczesnego rocka, chcąc zadowolić jak najszersze grono odbiorców. I tak mamy tu utwory typu "End Of Me" będące wręcz muzyczną zrzynką z dokonań tak ostatnio popularnych grup jak Disturbed czy Stone Sour. Znajdzie się tu także coś dla spragnionych dźwięków spod znaku Evanescence - "Broken Pieces". Natomiast dla spragnionych mocniejszego rockowego "pierdolnięcia" mamy "2010" czy "Bring Them To Light"."szaleni wiolonczeliści" (jak określały ich wówczas nasze media) wydawali mi się być jedynie muzycznym dziwolągiem, który zyskał sławę wyłącznie dzięki coverowaniu znanych gwiazd sceny rockowej/metalowej przy użyciu nietypowych instrumentów. Okazało się jednak, ku mojemu zdumieniu, że latka płyną, a Apocalyptica nie tylko wciąż wydaje nowe płyty, ale także zdobywa coraz większą popularność. Nie zrażony więc doznaniami związanymi z odsłuchem „Inquisition Symphony” postanowiłem zapoznać się z najnowszym wydawnictwem tych instrumentalistów pod tytułem "7th Symphony".
Przejdźmy teraz do pozytywów "7th Symphony". Na albumie znajdują się dwie kompozycje, które są w stanie przykuć uwagę słuchacza na dłuższą chwilę. Pierwsza z nich to "Not Strong Enough" z gościnnym udziałem niejakiego Brenta Smitha. Fajny rockowy utwór z delikatnym symfonicznym wstępem i dobrym, wpadającym w ucho refrenem. Utwór ozdobiony fajnym wokalem w/w gościa, który kojarzy mi się z Johnem Eltonem. Natomiast drugi utwór, który wyjątkowo udał się chłopakom to "Bring Them To Light" z gościnnym udziałem Duplantiera z Gojiry. Utwór gęściejszy, mocniejszy, zdecydowanie wyróżniający się na tle mdłej całości.
Za każdym razem, kiedy przystępowałem do przesłuchiwania "7th Symphony" miałem wrażenie, że słucham jakiegoś "składaka" na którym zamieszczono utwory co najmniej 5 zespołów z zupełnie różnych muzycznych światów. Wprawdzie dzięki temu wzrasta szansa, że wielu z potencjalnych odbiorców znajdzie na niniejszym albumie 1-2 utwory, które bardziej przypadną mu do gustu, jednak z całą pewnością mało kto będzie w stanie zaakceptować "7th Symphony" w całości.
Ocena: 4/10
Tracklista:
01. At The Gates Of Manala
02. End Of Me
03. Not Strong Enough
04. 2010
05. Beautiful
06. Broken Pieces
07. On The Rooftop With Quasimodo
08. Bring Them To Light
09. Sacra
10. Rage Of Poseidon
Wydawca: Sony Music Entertainment (2010)