Muzycy, którzy wsparli Vincenta Crowleya w nagrywaniu „Rites Of The Black Mass”, nie zagrzali na długo miejsca w Acheron i do drugiej płyty „Lex Talionis” trzeba było szukać nowego składu. Znaleźli się w nim Mike Browning, który akurat zakończył współpracę z Nocturnus i Vincent Breeding jako drugi gitarzysta. Ważną postacią jest jednak również Peter Gilmore jako odpowiedzialny za intra, które, podobnie jak na debiucie, pojawiają się przed każdym numerem.
A także na zakończenie, czyli razem jest ich aż dziewięć. Stanowią więc ważną część płyty i dodają jej specyficznego nastroju podniosłości. Zanim wkroczymy w kolejną siarczaną czeluść wybrzmiewają fanfary jakby dla podkreślenia tego, że zaraz zacznie się coś niesamowitego na co trzeba zwrócić szczególną uwagę. W jednym z nich znajduje się deklamacja o niegodziwości chrześcijaństwa, pozostałe są instrumentalne, ale wszystkie nieuchronnie prowadzą do piekła. Piekło jest jedynym miejscem w jakim można umiejscowić muzykę Acheron. Jest jego istotą, odbiciem, ucieleśnieniem. A jak w przedostatnim intrze słychać rubaszny śmiech to ani przez chwilę nie ma wątpliwości, że może to być tylko On – Lucyfer.
A w jaki to tajemniczy sposób Acheron osiąga ten swój niesłychany stopień piekielności? Ano w bardzo prosty, a rzekłbym nawet, że prostacki. Przede wszystkim bardzo niskim i brudnym brzmieniem oraz tępymi, nieskomplikowanym konstrukcjami, zazwyczaj w średnio-wolnym tempie. Toczy się to jak taki podziemny, ognisty taran i bulgocze niczym kocioł ze smołą. Żeby nie było jednak zbyt monotonnie to z tego plugawego jądra wydobywają się zrywy w postaci szaleńczych solówek. Jest to taki powtarzający się schemat, że na dudniącą łupaninę nałożone jest szybkie i ostre granie co daje ciekawy efekt i powoduje, że całość jest nie tylko diabelska, ale i atrakcyjna muzycznie. Zresztą wystarczy posłuchać samego początku, bo po pierwszym intrze tak właśnie się zaczyna.
Potrafiono też zadbać o kompozycyjność utworów, choć oczywiście biorąc pod uwagę, że wszystko musi zostać głęboko pod ziemią. Nie ma tu więc przebojów, ale sporo numerów jest charakterystycznych. Pod względem charczącego wokalu najlepiej wypada moim zdaniem „The Entity”, ale bardzo dobre wrażenie zostawiają po sobie i „Legions Of Hatred” i „Enter Thy Coven (C.I.B.)”: „Oh Lord Satan, we give to you, a new servant…”
Muzycznie bardzo dobry jest „I.N.R.I.”. Ma takie przesterowane wokale w refrenie, po których wchodzą świetne solówki. Zupełnie inne są bardzo wolne "Voices Within" i „Inner Beasts”, które ciągną się jak jakaś zaraza, z tym, że ten drugi rozkręca się do dużych szybkości popartych świdrującymi solówkami. Tak więc niby wszystko w jednym klimacie, ale błądząc po tej krainie potępionych można natknąć się na różnorodne zakamarki i przyzwoite bezeceństwa. A wszystko w oparach ohydnego bluźnierstwa, bo od tego nie ma absolutnie żadnego odstępstwa.
Tracklista:
01. Intro
02. Legions Of Hatred
03. Intro
04. Enter Thy Coven
05. Intro
06. Slaughterization For Satan
07. Intro
08. Voices Within
09. Intro
10. Purification Day
11. Intro
12. Inner Beasts
13. Intro
14. The Entity
15. Intro
16. I.N.R.I.
17. Outro: Lex Talionis March
Wydawca: Lethal Records (1994)
Ocena szkolna: 5-