Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin

Zacznijmy od krwi.... Strona: 4

Wysłany: 2007-10-19 12:21

- Możemy tak sobie dokazywać do końca świata. - stwierdził, chwytając się za miejsce ukąszenia i lekko kucając. - A sensu w tym niewiele. - zarzucił grzywą i powstał, spoglądają na Mordraug. Zastanawiał się, czemuż inni się zrobili tacy niemrawi, stali tylko osłupieli już od dawna i przyglądali się wydarzeniom. Martwą ciszę przerwał donośny grzmot dochodzący zza okien. Nadciągała burza, a z nią coś jeszcze. Ciche dudnienie niesione z wichrami.
- Jesteśmy tu, jesteśmy... jesteśmy wszędzie... - wydawało się, że znów rozległ się ów dziwny szept. Jego źródło zdawało się teraz znajdować na suficie, przemieszczało się, po chwili dobiegało z ciemnego kąta, z okolic fotela pani, zza drzwi. Wicher na zewnątrz wydał z siebie złowieszczy pomruk, Asgardh zdała się być lekko zdenerwowana. Rogaty wycofał się nieco i teraz już tylko nasłuchiwał.

Sama Mordraug dość szybko pożałowała swego czynu. Nim jeszcze słodki smak krwi zniknął z jej języka, poczuła w żółądku nasilające się tętnienie, a w jej oczach dostrzec można było cień przerażenia. Nagle zwinęła się, zadrżała i wypluła z siebie sporą ilość posoki, która utworzyła na podłodze czarną kałużę. Padła na kolana, jakby wycieńczona i dosłyszała tylko cichy pomruk rogatego.
- Masz nauczkę na przyszłość...



Wysłany: 2007-10-19 15:47

Wciąż nie doszedł do siebie po ugryzieniu. Lekko kręciło mu się w głowie. Rana goiła się szybko, jak zwykle zresztą. Tam, gdzie kropelki krwi opadły na podłoże, okoliczne pnącza zdążyły już zapuścić korzonki. Spojrzał w kieunku Mordraug wyciągającej ku niemu łapkę z kwiatkiem. Chwiał się, czuł suchość w gardle, a w uszach świszczał mu wicher.
- Zgoda... - westchnął, ale nie śmiał się zbliżyć. Życie nauczyło go ostrożności, dzięki temu niejednokrotnie udawało mu się przetrwać. Hen, daleko, pośród lasów, w sercu Dziczy, gdzie rządziły siły dalece groźniejsze niż wilkołaki czy, stanowiący tutejszą większość, wąpiery. Po chwili odzyskał świadomość umysłu i powstał. Wziął głęboki oddech, ale zatęchłe powietrze sprawiło, że poczuł się tylko gorzej i kaszlnął ochryple.
- Więc, co dalej ? - zapytał piorunując wilkołaczycę wzrokiem.



Wysłany: 2007-10-19 17:44

Szepty stały się ledwie słyszalne, ucichły, a może po prostu zostały zagłuszone odgłosami wzbierającej na zewnątrz burzy. Potężna błyskawica rozerwała niebo, a salę wypełniła blada poświata. Jęk potężnego wichru, pojedyńcze, głuche uderzenie w okno, odgłosy szurania gdzieś ponad głowami zgromadzonych, i poniżej... jakby pod podłogą.

Rogaty wrócił na swój roślinny tron, zdawał się być znacznie czujniejszy niż dotychczas. Ciągle węszył, mierzył okolicę wzrokiem, nasłuchiwał. Wypił nieco nektaru z jednego z kwieci, by ugasić pragnienie, łypnął w kierunku Malkaviana, potem wilkołaka i zamknął oczy. Zdawało się, że zapadł w sen, ale on czuwał.



Wysłany: 2007-10-20 16:36

- Gdziekolwiek czmychnęła, podążaj za nią, nakaż to ptakom, krukom czarnym, nakaż liściom, cieniom&nbsp;i inszym leśnym stworzeniom. Miej nań oko. - zgromadzeni usłyszeli owe słowa, a raczej osobliwy brzdęk, w które zostały zaklęte. Po chwili poczuli chłodny powiew, po czym coś z impetem wyleciało przez okno i pognało w otchłań nocy. W potężnym błysku ujrzeli uśmiechającą się podstępnie postać Rogatego, siedzącego na tronie jak gdyby nigdy nic.<br />- Cóż się patrzycie, to tylko wicher. - oznajmił, a następnie pogrążył się w głębokim transie.<br /><br />- Po co tu przybyłem ? - zapytał się w myślach. - Ach pamiętam... - stwierdził i ponownie otworzwszy oczy, łypnął nimi ku wampirom, mrucząc złowrogo.



Wysłany: 2007-10-22 18:09

Zerwał się nagle i chwiejmyn krokiem zbliżył do stołu, przy którym zasiadali zgromadzeni. Zgrabnym susem wskoczył na blat, rozwalając większość ustawionego nań jadła i przycupnął, mierząc wampiryczne sylwetki wzrokiem ostrym niczym grot strzał.
- I co, trupeczki ? - zapytał, knąbrnym głosem, przywodzącym na myśl jakiegoś podłego goblina. - Zapewne zastanawiacie się, po cóż coś takiego jak ja, zaszczyciło was swoją obecnością ? Mogłem to wyjaśnić na początku, ale miałem ciekawsze zajęcia, jak sami zresztą widzieliście. - spojrzał ku Mordraug. - Powiedziałem trupeczki ?? Ano, tak, to dobre określenie. Jesteście anomaliami, moi drodzy. - wrócił wzrokiem ku radzie wampirów. - W moim królestwie... Jej królestwie wszystko, co umrzeć nie może jest anomalią. A wy, jeśli pamięć mnie nie myli, takimi jesteście. Wasze miejsce, jakoż trupów jest w ziemi, a ja przybywam aby was doń doprowadzić... - ryknął przeraźliwie i w tej jednej chwili dotychczas przyczajone zarośla błyskawicznie wysunęły swoje pędy, zarastając okna i blokując wrota. Ich kwiaty rozpromieniły się bladą aurą, a zewsząd rozległy si.ę szepty.
- Jesteśmy tu... jesteśmy....



Wysłany: 2007-10-22 19:20 Zmieniony: 2007-10-23 17:20

Wynurzył się z mroku i nagle jeden z wampirycznych gości powędrował w kierunku ściany i został przyszpilony i unieruchomiony. Drugi pęd pochwycił niedaleką wampirzycę i wzniósł pod sufit, oplątując niczym monstrualny wąż. Rogaty nie reagował, brzdękał tylko na gitarze, osobliwą melodię, pełną tęsknoty, piękną, a jednocześnie ponurą i złowieszczą. Podłoga porosła mchwoym dywanem, zewsząd poczęły dobiegać odgłosy zupełnie jak z głębin lasu...



Wysłany: 2007-10-23 17:31

- No tak... - syknął. - Mogłem się tego spodziewać. - wypełzł z chaszczy, mrucząc cicho.
- Nimdraug... Nimdraug... - zaśpiewał ochryple, zbliżając się do stołu chwiejnym krokiem. - Wróciła szlaja. - syknął i przeczuwając zamiary wilczycy błyskawicznie dobył gitary i brzdęknął, na co potężny konar pochwycił Gangrela i wzniósł ku stropowi, a ją samą odepchnęły pnącza-macki.
- A,a... - Rogaty uśmiechał się zadziornie, karcąc ją palcem. - Nie wydaje mi się. - stwierdził. - Pozwolę Ci go dorwać, gdy sprowadzisz tu Tą, którąś wypłoszyła, moja droga. Panią wampirzego plugastwa, bym mógł spokojnie zająć się sercem całego problemu. - uśmiechnął się pogardliwie, po czym puścił oczko Mordraug i mlasnął ozorkiem, robiąc rozkoszną minę niewiniątka.



Wysłany: 2007-10-23 19:22

- Dwie przeciw jednemu... Tak bardzo zależy Wam na tym Gangrelu, to sobie go bierzcie... - syknął, podrygując prawym policzkiem. - Turpistki, czy co... gustują w trupach... Necro... Grh... - pomyślał i warknął. - To i tak niemrawa kukła. - stwierdził. - Spójrzcie. - chwycił mocarny kielich i cisnął w najbliższego wampira. Ten nie zareagował, tylko bezwładnie osunął się na podłogę. - Wszyscy oni, wyzuci z życia. możemy zrobić z nimi co chcemy, i tak nie zareagują. Dlaczego ? - zapytał podejrzliwie, chwytając jabłko i wgryzając się w nie aż po rdzeń.



Wysłany: 2007-10-23 19:42

Podrapał się po łbie, uśmiechnął zgryźliwie i usiadł, krzyżując nogi. Z niesmakiem przyglądał się poczynaniom wilkołaczyc, mrucząc coś pod nosem.



Wysłany: 2007-10-24 08:00

Oparł głowę na prawej dłoni i począł smagać palcami policzek, marszcząc czoło i przeszywając siostry wzrokiem. Wyglądało na to, że myśli. Zastanawiał się nad zaistniałą sytuacją, jej sensem i kolejnym posunięciem. Niemrawość wampirów go niepokoiła. Można było odnieść wrażenie, że są oni częścią jakiejś potężnej iluzji, podobnież jak całe to pomieszczenie. Dostrzegł łapczywe spojrzenie w oczach Nimdraug i domyślił się, o co jej chodzi.
- Warrrraaaaaaa.... - warknął i uśmiechnął się, przegładzając długie włosy.



Wysłany: 2007-10-24 20:19

Gwałtownie wyrwał się z zamroczenia, chrząknął, chuchnął zgniłym powietrzem wprost w twarz wilczycy, obnażył ozor, maznął ją po policzku i zwinnym susem odsunął się pod ścianę, ciskając ogryzek pod nogi Nimdraug.
- Jesteś nawiedzona... - syknął, dobywając łuku i nakładając strzałę na cięciwę. Wymierzył ją wprost w wilkołaczycę, okoliczne zarośla poczęły wić się wokół niego niczym żmijce, gotowe zaatakować każdego, kto się zbliży.
- Nie mam ochoty pozbawiać Cię życia, ale jeśli mnie do tego zmusisz, nie będę się długo namyślał. - parknął i warknął złowieszczo, zerkając gniewnie.



Wysłany: 2007-10-24 21:43

:sora za remake, cos mi sie w postach walnelo:
-A więc pytacie co mnie tu sprowadza? Otóż Camarilla w końcu znów musi się zebrać, więc przybyłem...
Spojrzał chłodnym wzrokiem na Mordraug jednocześnie odrzucając swoje gęste, fioletowe włosy z twarzy - W co Ty pogrywasz... Wilczku? Myślisz, że tak łatwo przestraszyć młodszych od siebie?
Spojrzał na potłuczone fragmenty lustra leżące u jego stóp, po czym z neutralnym uśmiechem zaczął przyglądać się walce...


la mayyitan ma qadirun yatabaqa sarmadi fa itha yaji ash-shuthath al-mautu gad yantahi


Wysłany: 2007-10-25 10:53

- Tssss.- syknął, krzywiąc minę, po czym pomachał kilkukrotnie miotełką, rzucił wzrokiem ku leżacemu niedaleko orężowi, później ku Mordraug, próbującej grać na gitarce, która w jej dłoniach była niczym więcej jak tylko zwykłym instrumentem.
- Ach, tak... iluzja. - westchnął, po czym chwiejnym krokiem zbliżył się do Nimdraug i przykucnął przy niej, wznosząc miotłę, ułożoną poziomo na jego dłoniach, ku górze.
- Och, pani Księżyca, twój środek transportu przybył. - położył zamiatarkę na jej kolanach, uśmiechając się knąbrnie, po czym zwinnym susem się wycofał.
- Iluzja. - stwierdził. - Wszystko dookoła jest iluzją, być moze wy też, być moze i ja, być może i Ty, nieszczęsny Malkavianie, jedyny "żywy" wąpierze w tej sali. Zwabieni w pułapkę, wszyscy, bez wyjątku, pułapkę bez wyjścia. Każdy w innego powodu, nie wiadomo po co i dlaczego. Omamione umysły...



Wysłany: 2007-10-25 19:30

- Interesujące, bardzo interesujące... - stwierdził, przyglądając się zaistniałej sytuacji i lekko wycofując. - Berserk... - pomyślał, niknąc w przyściennym gąszczu. Wtopił się w oną niewielką dzicz, i stał niedostrzegalny, niewyczuwalny dla innych, spowolnił tempo bicia swego serca, ochłodził krew, wyostrzył zmysły do granic możliwości. Zasłona mroku nie stanowiła już dla niego przeszkody, widział wszystko doskonale, wyczuwał wszystkich, gotów w każdej chwili zareagować. Na wszelki wypadek dobył fletu i dmuchawy.
- Co też wy knujecie... - zapytał się w myślach.



Wysłany: 2007-10-26 07:33

Ostrożnie wspiął się ku usadowionym tuż pod stropem pędom i przysiadł w tamtejszych cieniach. Mógł teraz ogarnąć wzrokiem całą salę, nawet najmroczniejszy, zatęchły kąt. Usłyszał wycie wilczycy, po nim zaś, po chwili ciszy, z dali dobiegły podobne, a także coś jeszcze. Rozdzierający powietrze skowyt, który z całą pewnością nie należał do wilka, brzmiał o wiele mocniej i sprawił, iż Rogatemu aż ciary przeszły po plecach. Nasłuchiwał uważnie. Wichry przyniosły z sobą więcej odgłosów. Dźwięki toczącej się w oddali bitwy.
- Walczą... wilkojce, ludzie, wąpierce i... coś jeszcze. Skowyt z koszmarnej czeluści... ożesz, perkele... - już wiedział co to, lecz nim sw pełni to sobie uswiadomił, coś z impetem uderzyło we wrota sali, jakby próbowało je wyważyć. Rozległ się cichy pomruk, następnie szaleńcze skrobanie i drapanie dobiegające z pomieszczenia powyżej. W pewnej chwili jedno z okien pękło i wpadły przez nie trzy dziwaczne stworzenia, o ciele niby-ludzkim, nieco groteskowych, wilczo-gadzich łbach, z wielkimi rogami odchodzącymi do tyłu, oraz widlastych szponach u dłoni. Nie były duże, lecz bardzo ruchliwe. Z bladych oczu ziała nienawiść i chęć mordu, przez chwilę ganiały się w kółku, po czym wyszczerzyły kły i runęły w kierunku Nimdraug.
- Wyjce, ścierwulce, co one tu robią... grh, kto je przyzwał ?? - klnął Rogaty. Próbował dobyć łuku, lecz na nic jego starania - oręż leżał na dole, w gęstwinie.
- Szlag. - syknął i szybko chwycił za flet. Nim zdołał cokolwiek zagrać, stwory dobiegły już do zdziwionej wilczycy. Jeden ze nich, największy, staranował ją za pomocą rogów i odepchnął w ciemny róg, zwalając ją z nóg, drugi począł szykować się do zabójczego skoku, rozstawiając potężne szponiska i obnażając kły. Trzeci przystanął na chwilę, dojrzał niedaleko nieszczęsnego Malkaviana, jakby uśmiechnął się szyderczo i ruszył ku niemu wyjąc rozkosznie.

Już tylko chwila dzieliła go od zatopienia szponów w ciepłym ciele wilka, już czuł smak krwi i świeżego mięsa, gdy w powietrzu rozległa się miła uchu melodia, a jeden z potężnych konarów płożących się po ziemi wziął zamach i uderzył w całych sił w jego podbrzusze. Wyjec został wystrzelony jak z procy i wylądował na stole, robiąc tam dużo większy bajzel niż swego czasu Rogaty. Drugi zatrzymał się, począł węszyć, coś mruczeć. Rogaty wykorzystał ową chwilę, by odzyskać łuk. Zagrał, a pnącza same mu go przyniosły. Odłożył flet, chwycił broń i nie zastanawiając się długo wymierzył strzałę w przycupniętego w pobliżu wilczycy stwora.
- Żegnaj kochanie. - rzucił zgryźliwy komentarz, gdy brzeszczot wbił się w ciało Wyjca, przyszpilając je do podłoża. Bestia próbowała wydać z siebie skowyt, by zwołać pozostałe, lecz grot przebił jej gardło i padła martwa w kałuży krwi. Jej ciało zapadło się w siebie i zgniło w mgnieniu oka. Pozostały jeszcze dwa, Rogaty wiedział, że stwory trzeba załatwić w taki sposób, by nie zdołały skowytem ściągnąć do sali więcej swych pobratymców.



Wysłany: 2007-10-26 17:45

- Xibalbha, Xibalbha... - mrożący krew w żyłach szept począł dochodzić z cienistych kątów pomieszczenia. - Zdrajco, zdrajco... - Rogaty tylko wzdrygnął i parsknął knąbrnie, widząc wężowate cienie przepełzające na granicy wzroku. Nagle spory fragment stropu tuż nad nim zawalił się, wpuszczając do środka kilka kolejnych wyjców, a łowca stracił równowagę i spadł z gałęzi uderzając głuch o dywan z mchu.
- Cholera... - burknął, czując ból we wszystkich członkach i z trudem się podnosząc. Wsparł się na ramionach, podniósł łeb, zarzucił grzywą odsłaniając sobie widok na okalające go stado rechotających złowrogo bestii.
- Xibalbha... zdrajco.. pamiętasz, nie tak to miało być... mieliśmy pakt... - ponownież dosłyszał zagadkowy szept.
- Tak, tak, ścierweczko. - odrzekł siadając i krzyżując nogi. Podrapał się po łbie.
- Knąbrny, jak zwykle... - głos zdawał się teraz wydobywać z paszczy Wyjców. - Bacz na słowa.. choć może to już bez znaczenia. Pełnia, oni nadal egzystują, jedni i drudzy, parszywe padalce...
- I kto to rzecze... - powstał nagle i spojrzał ku stadu stworów. Wyprostował palce prawej dłoni, począł nimi zataczać kręgi w powietrzu, wywołując lekki wicherek.
- Zdrajco, szachraju, widzę, że nie rozumiesz. To twój koniec, zawędrowałeś za daleko, złamałeś pakt między nami i już na wieki pozostaniesz w tym koszmar... - zapadła cisza, gdy Rogaty zamachnął ręką wywołując niewielkich rozmiarów tornado, które przetoczyło się przez pół sali, rozrzucając na wszystkie strony bestie i różne przedmioty.
- Zaufałeś diabłu, czego się spodziewałeś, że będziesz mnie niewolić do końca ?! - syczał.
- Będę, będziemy...
Rogaty tylko parsknął, siejąc na około spustoszenie. Wichry wzbierały na sile, jęczały złowieszczo, Wyjce jeden po drugim wylatywały przez rozbite okna, z impetem były wprasowywane w ściany. Fotel Pani, pirwany przez zbłądzony podmuch roztrzaskał się o strop, a resztki opadły na stół, dopełniając i tak już niezłego bajzlu. Gdy pozbył się wszytskich bestii, uspokoił się i spojrzał w kierunku wilczycy.
- Już ja znajdę sposób, by się uwolnić, i żaden fałszywy bóg nie stanie na mej drodze... - pomyślał.



Wysłany: 2007-10-26 20:32

Nastała chwila spokoju, ale czuł, że jest to tylko cisza przed burzą. Rozejrzał się dookoła siebie, pełen podziwu dla narobionego bałaganu.
- Pięknie, po prostu pięknie. - stwierdził. - I tak potrzebne był przemeblowanie, stary wystrój jakoś mi nie odpowiadał. Teraz przynajmniej nie śmierdzi. - skierował wzrok ku rzędowi wybitych okien, za którymi rozciągał się widok na pogrążoną w chaosie okolicę i zza których do środka wpadało miłe, rześkie, choć lekko zachodzące wonią spalenizny powietrze. Wziął głęboki oddech, miły chłód połechtał jego ciało i rozszedł się po mięśniach, rozbudził przytłumiony umysł. Przegładził grzywę, rozruszał ogon, także ręce i przycupnął, łypiąc w najdalszy ciemny kąt.
- No wyłaź... na co czekasz ? - syknął. Nagle tamtejsze zarośla poruszyły się, coś przepłzło między nimi, w kierunku szpary w suficie i znikło w znajdującej się za nią ciemności.
- Ehh, tchórz... - rzekł z pogardą Rogaty. Powstał i odrócił się ku wilczycy, lecz w onej chwili zza pleców doszło go niepokojące skrobanie.
- Chyba nie myślisz, że sobie odpuściłem... - usłyszał szept wewnątrz swojego umysłu. -
- Ścierweczko... - uśmiechnął się podstępnie, z wolna poruszając palcami.



Wysłany: 2007-10-27 15:13

- Zabić, zabić... - doszedł ją cichy szept, po chwili zdała sobie sprawę, że wydobywa się on z głębi jej umysłu. - Czemuż stoisz po stronie tego diabła ? Jego chwile są policzone, jak by nie patrzeć. Wspomóż nas, a darujemy Ci życie. - poczuła czyjąś obecność za swoimi plecami, odruchowo skierowała się w stronę Nimdraug i z przerażeniem spostrzegła, jak coś, wężowaty, uskrzydlony cień, rozoruje ciało nieprzytomnej siostry i zwinnym susem wpełza do środka. Rzuciła się w jej kierunku, lecz gdy znalazła się tuż przy Nimdraug, spostrzegła, że ta jest cała i zdrowa. Usłyszała okrutny śmiech, dobiegający z okolicznych zarośli.

Rogaty tymczasem skupił się na jedynej ocalonej świecy, wciąż zaklinając wicher.
- To może być dobre... - stwierdził.
- Odpuść sobie, już po wszystkim, wszyscyście martwi, a Ty szczególnie, Xibalbha. - szept próbował go zdekoncentrować, lecz łowca zdołał już wpaść w osobliwy trans, wypowiadając słowa dziwnej inkantacji.
- Boże Ognia, co swym żarem trawisz bezdenne czeluści. Mój wrogu, niszczycielu lasów, w którym znalazłem przyjaciela, płonący aniele wiecznego potępienia, opiekunie ogniska, co ciepło nam daje. Przybądź, ześlij mi swoje błogosławieństwo, niech płomienie pochłoną mych wrogów, niech płomienie spalą wszystko, niech nie pozostanie kamień na kamieniu ! - początkowy szpet w wolna przeszedł w piekielny ryk i Rogaty wypuścił wicher ku świecy, wzniecając potężny, wężowaty płomień, który począł pełznąć przed siebie, trawiąc zarośla i pozostawiając po sobie jeno niekształtne zgliszcza.



Wysłany: 2007-10-27 15:43

Rozprzestrzeniał się, z każdą sekundą ogarniał coraz to większe połacie pomieszczenia, kawałek po kawałku, jęcząc i stękając zaciekle, niczym jakiś wynaturzony demon z piekielnych otchłani. Napełnił powietrze czarnym dymem, szczypiącym w oczy, wdzierającym się w nozdrza i drażniącym je ostrą wonią. Przeganiał cienie z najbardziej zatęchłych zakamarków sali, całował czule i sprawiał, że rozpływały się w jego płomiennych objęciach. Rogaty zawczasu wycoafał się pod okno, gdzie dało się bez problemu oddychać. Na zewnątrz padał siarczysty deszcz, chłodne powietrze przesycone było rozkoszną wilgocią. W tej krótkiej chwili poczuł woń wolności, spojrzał ku mrocznemu niebu i zapragnął powrócić tam, skąd ongi przybył... a bynajmniej został zmuszony przybyć. Wiedział, że nim to się stanie, wiele tchnień jeszcze upłynie. Usłyszał krzyk, dochodzący zza chmury dumy, prawdopodobnie należący do którejś z wilkołaczyc. także jakieś jęki, męskie, bezsprzecznie wydawane przez Malkaviana. Kątem oka dostrzegł w dali wężowaty cień i warknął wściekle.
- Zabijemy, zabijecie... - usłyszał szept. - A ona jest nasza, w naszym królestwie, jej dusza, we śnie, koszmar zrodzony, powędruje daleko... daleko, tak ja Ty przybyłeś tu... przybyłeś tu... - szept ponownie napełnił jego umysł plątaniną słów, pozornie nie mających sensu. Wiedział już co się stało, zaklnął zajadle i rzucił się w płomienie, w kierunku, z którego dochodziły krzyki.



Wysłany: 2007-10-27 16:22

A na początku było słowo, ono było od Boga a nie tylko boże było słowo a tak się zaczęlo.To życie które zapoczątkowalo rasę ciągle trwa i żyje w każdej kropli krwi...naszej krwi...
A krew nieskończenie pragnąca w łaknących ciałach, w cierpiących duszach, gdy widzi się ofiarę i smakuje szczęścia...tego jedynego.


pax et bonum


Login

Password


Załóż konto / Odzyskaj hasło