W kominku dźwięku
szeptu spoconych ciał
mokra kołdra
nabity na pal
głos za ściany
spalony
zamienił się w kominowy dym.
ranek
po ranku wieczór
po wieczorze noc
ja siedzę dalej w tym samym miejscu
złożony koc na wersalce
niespocony
i czekam aż dotkniesz mnie
po głaszczesz po przytulasz
gdy opada jesieni puch
na umysł mój
zmęczony przykryty liśćmi
myśleniem rozmyśleniem
zmyślony
zmażesz pocałunkiem
moje złe myśli
nastroisz mnie pozytywnie
jak gitarę wyzwalając dźwięki
mych spojrzeń niespokojnych
i chciałbym aby ogień w kominku
nie wypalił się
aby stał na straży dumnie
i zwalczał chłód
naszych nagich ciał
noc przeminęła
obudził się ranek
swymi delikatnymi paluszkami
otworzył moje powieki
a potem twoje
i już wiedziałem
po co wstaję
szeptu spoconych ciał
mokra kołdra
nabity na pal
głos za ściany
spalony
zamienił się w kominowy dym.
ranek
po ranku wieczór
po wieczorze noc
ja siedzę dalej w tym samym miejscu
złożony koc na wersalce
niespocony
i czekam aż dotkniesz mnie
po głaszczesz po przytulasz
gdy opada jesieni puch
na umysł mój
zmęczony przykryty liśćmi
myśleniem rozmyśleniem
zmyślony
zmażesz pocałunkiem
moje złe myśli
nastroisz mnie pozytywnie
jak gitarę wyzwalając dźwięki
mych spojrzeń niespokojnych
i chciałbym aby ogień w kominku
nie wypalił się
aby stał na straży dumnie
i zwalczał chłód
naszych nagich ciał
noc przeminęła
obudził się ranek
swymi delikatnymi paluszkami
otworzył moje powieki
a potem twoje
i już wiedziałem
po co wstaję