Lata 80-te to okres, w którym wiele legend rocka progresywnego przeżywało kryzys twórczy i brnęło w nieco łatwiejsze, by nie powiedzieć poprockwe granie. Zdecydowanie największa niemoc twórcza dopadła właśnie Yes, który od jakiegoś czasu z płyty na płytę coraz bardziej pogrążał się grając coś, co z progrockiem miało niewiele wspólnego.
"90125" to doskonały przykład muzycznej chałtury, a zarazem chyba
największy sukces komercyjny tej formacji. Na płytę trafiło dziewięć
kawałków, ale już na początku powiem, że o dziewięć za dużo. Miłośnicy
twórczości zespołu z początku lat 70-tych zapewne rwali sobie włosy z
głowy słuchając "Owner Of The Lonely Heart". A takich utworów jest tu
jeszcze osiem. Ja nie dostrzegam tu w zasadzie ani jednego elementu
związanego z rockiem progresywnym, gdyż kawałki są po prostu proste,
melodyjne i zwyczajnie słabe. To nie jest ten sam zespół, który na "Close To The Edge" aż kipił pomysłami - tutaj Yes to chimeryczny,
wychudzony twór, który nawet prostym piosenkom nie potrafi nadać ognia."90125" to tragedia i muzyczny upadek tej wielkiej formacji. Płyta jest to mizerna i dziwi mnie fakt, że okazała się komercyjnym sukcesem. Zalecam psikanie Muchozolem jeśli ktoś zobaczy tą płytę w sklepie.
Tracklista:
01. Owner Of A Lonely Heart
02. Hold On
03. It Can Happen
04. Changes
05. Cinema
06. Leave It
07. Our Song
08. City Of Love
09. Hearts
Wydawca: Elektra Records (1983)
Lupp : Fakt, że Yes na tej płycie odjechał w bok i na dobre, progressive ani art...