"W dzisiejszej rzeczywistości dostrzegamy ważniejsze sprawy niż uroki różowych landrynek, wieczornych podrywów" - powiedział Grzegorz Kabasa, lider lubelskiego zespołu Bremenn w wywiadzie dla DarkPlanet. Gitarzysta zdradził nam również, jak postrzega współczesny świat, co ma wspólnego religia z ideologią Bremenn, czyli to, co usłyszymy w najnowszym albumie Bremenn "Flowers Of Fall".
Co jest najważniejsze w muzyce Bremenn?Grzegorz Kabasa: Zakładając, że muzyka Bremenn jest rodzajem mojej artystycznej wypowiedzi najistotniejsze są emocje - nie do końca zdefiniowany przebłysk energii wypływający z twórcy przez dźwięk, obraz i słowo. W całej różnorodności gatunków moc, jaką niesie ze sobą muzyka rockowa jest mi najbliższa. Koncepcja Bremenn jest stosunkowo prosta i wyrasta bezpośrednio z kanonu mocnego hardrockowego grania stworzonego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pisząc kompozycje dla zespołu, nigdy nie łudziłem się, że tworzę coś nadzwyczaj nowatorskiego. Takie podejście jest poza mną, pozostawia je młodym duchem i ciałem. Mówiąc o emocji, mam na myśli zarówno te, które towarzyszą mi przy komponowaniu, jak i te, które chciałbym przekazać słuchaczom. Muzyka jest formą abstrakcji, więc nigdy nie ma pewności czy energia moich dźwięków zostanie odebrana zgodnie z pierwotnymi założeniami. Wieloznaczność przekazu ma swoje dobre i złe strony.
Czyli wszystko opiera się o emocje?
G.K.: Istotna jest też autentyczność. Przekonanie samego siebie, że to, co tworzę, jest warte pokazania publiczności. Muszę czuć, że Bremenn niesie ze sobą konkretną energie i myśl, którą chcę przekazać. Bremenn jest zespołem buntowniczym, sprzeciwiający się moczeniu sztuki w rynsztoku. Nie wyznaję poglądów anarchistycznych, jednak oportunizm nie leży w mojej naturze. Nie hołduję poglądowi, że większość ma zawsze rację. Obserwując teraźniejszość, często budzi się we mnie sprzeciw wobec kreowania pozornych wartości, schlebiania banałowi pospolitym gustom. Masowość wymuszająca gloryfikację kiczu, tandety, prostactwa to realne problemy czasów obecnych. W zalewie atakujących nas bodźców jednostka może czuć się kompletnie zagubiona, tracąc własną osobowość indywidualność na rzecz wzorców masowych i wspomnianych wartości pozornych. Otaczająca nas rzeczywistość skłania mnie do refleksji nad indywidualizmem człowieka, co wyraża się w twórczości Bremenn. Płyta „Flowers Of Fall”, której produkcja została właśnie ukończona, jest opowieścią o zetknięciu się jednostki z różnymi obszarami współczesności. Teksty piosenek są próbą spojrzenia we własne wnętrze, aby tam odnaleźć sposób na umiejscowienie swoich pragnień potrzeb uczuć. Jest to pytanie czy jesteśmy skazani na wieczna walkę w obronie indywidualności, czy mamy się poddać masowej inwigilacji przyklejającej nam gombrowiczowską gębę. To są sprawy ważne dla Bremenn. A muzycznie ma być ostro, rytmicznie, energetycznie, po prostu pięknie.
Czy oprócz muzyki coś jeszcze kryje się pod słowem Bremenn?
G.K.: Chciałbym, aby Bremenn był zawsze kojarzony z muzyką energetyczno-elektroniczną, ale w szerszym rozumieniu tego projektu jest to rodzaj dźwiękowego przedstawienia. Wyjście na scenę i zagranie kilkunastu utworów to propozycja dla mnie zbyt mało atrakcyjna. Nie jesteśmy zespołem jarmarcznych zabawiaczy. Nie traktujemy muzyki jako zakąski do wódki. Motorem naszego działania nie jest hasło „to się ludziom podoba”. W dzisiejszej rzeczywistości dostrzegamy ważniejsze sprawy niż uroki różowych landrynek, wieczornych podrywów, czyli ogólnie mówiąc „czerwone i bure…itd.”. Staramy się, wychodząc na scenę, mieć do przekazania myśl, która zrodziła się w nas wcześniej. Wszystkiemu winien jest bunt, który mieszka w naszych sercach. To on każe nam krzyczeć. Nie jesteśmy grupą docelową, targetem zbiorem konsumentów bezmyślną masą, której można mącić w mózgach, zwodzić, nęcić pozornymi wartościami. Nie chcemy się zmienić w armię cyborgów pod rządami władców kapitału i marketingu. Święta trójca współczesności, czyli sława, władza, pieniądz tratują nasze dusze, naszą osobowość, indywidualność, pragnienie piękna. Kreujemy sztuczne postaci celebrytów chłamu, tandety, prostactwa, banału, cwaniactwa, pogardy. Nie chcemy, aby nasze życie zamieniło się w casting. To jest bunt Bremenn. To jest walka o rozum, piękno, szlachetność, miłość, walka człowieka z demonami współczesności.
Jaki jest cel tak ambitnego i poważnego podejścia do muzyki?
G.K.: Płyta „Flowers Of Fall” jest formą ostrzeżenia. Każda z piosenek opowiada o różnych aspektach życia młodego człowieka, jego pragnieniach weryfikowanych przez rzeczywistość. Mam nadzieję, że w pogoni za upływającym życiem, czasem warto się zatrzymać, spojrzeć w głąb samego siebie i zapytać, dokąd biegniemy? Kto nam rozkazał tonąć w morzu złudy, obiecując diamenty niespełnienia?
Czy Wasz image to prowokacja? Niektórzy mogą pomyśleć, że chcecie, by o Was mówiono, ale nie zawsze mówi się dobrze. Dlaczego?
G.K.: Ten nasz teatrzyk to oczywista prowokacja. Mam nadzieję, że tego nikomu tłumaczyć nie trzeba. Problem polega na tym, jak ta prowokacja jest rozumiana. Jeżeli ktoś ma najprostsze skojarzenia i to mu odpowiada, pozostanie przy koncepcji pawich piór w tylnej części ciała. Tego nie zmienię. Jednak, jeśli ktoś zadałby sobie trud zrozumienia, mógłby dojść do wniosku, że jest tu jakiś głębszy sens. Istota sprawy leży w samym przedstawieniu. Jeżeli chcemy ostrzec przed industrializacją naszego świata wewnętrznego, naszych myśli i dusz, to właśnie przez stworzenie na scenie makiety takiej rzeczywistości. Muzycy, wkraczając do industrialnej współczesności, przestają być normalnymi ludźmi. Teraz są cyborgami sterowanymi fałszywymi pozornymi wartościami. Rusza świat Bremenn, świat mechaniczno-psychologicznej inwigilacji. Żadnych oznak ludzkiej natury, liczy się precyzja, dokładność i prawidłowe reakcje. Scena to laboratorium, w którym odbywa się eksperyment. A podstawowe pytanie brzmi: co jeszcze trzeba zrobić, aby Bremenn z cyborgów stał się zestawem robotów. Tyle ideologii.
Osobiście w tym, co robię, nie szukam uwielbienia, lecz zrozumienia. Nigdzie na świecie nie ma zawodowych zespołów, które nie dbają o swój wizerunek. Jest to oczywiste od zawsze. Dlaczego więc Bremenn miałby wychodzić na scenę jak prowincjonalna łajza, lekceważąc publiczność kompletnym brakiem szacunku do jej doznań estetycznych?
Przeglądając na Waszej stronie www miejsca, w których gracie koncerty, najczęściej powtarza się Lublin – Wasze rodzinne miasto. To pewien paradoks, bo wspominałeś, że to właśnie w Lublinie ludzie źle Was odbierają. Skąd takie odczucie?
G.K.: Może nie tak częste, ale koncerty w Lublinie gramy w sposób jakby naturalny. To jest dużo prostsze do zorganizowania zarówno od strony technicznej, jak i finansowej. Nie mało jest sytuacji, kiedy odmawiamy grania w miejscach, które nie spełniają warunków. Ogólnie z koncertami jest sprawa skomplikowana, ponieważ nie gramy do tańca, natomiast szuflada z napisem industrial metal wielu „organizatorom” kojarzy się z kultem szatana, mordowaniem dzieci, paleniem biblii, operacjami na widzach bez znieczulenia i wieszaniu się na własnych jelitach. Takie myślenie nie wpływa korzystnie na wizerunek Bremenn jako modnego zespołu weselnego. Gdy tylko zaczniemy grać pieśni huculskie albo przeboje o żonie i whisky myślę, że nasza popularność w całej Europie gwałtownie wzrośnie. Tego jestem pewien.
Grzesiek, jakiś czas temu wystąpiłeś w katolickim programie na TVP. Dość śmiałe posunięcie, mogliby pomyśleć ci, którzy do końca nie rozumieją Waszej muzyki. Wytłumacz, jaki był cel tego wystąpienia?
G.K.: Posiadanie rozumu zmusza mnie często do rozmyślań na różne tematy. Dotyczą one także takich zagadnień, jak wiara. Ponieważ często spotykam się ze schematyzmem w myśleniu w rodzaju implikacji: „ jeżeli gra metal to jest satanistą” wystąpienie w tym reportażu było dobrą okazją do przekreślenia takich dywagacji. Ani ja, ani nikt w Bremenn nie wiesza krzyża odwrotnie i nie wyznaje kultu szatana. Wykorzenianie stereotypów i uprzedzeń jest w mojej naturze, więc i z wielką przyjemnością wziąłem w tym przedsięwzięciu udział.
Czy wystąpiłeś tam jako Ty, czy jako członek zespołu? Czy Grzegorz Kabasa i lider zespołu to jedna osoba?
G.K.: Reportaż pokazywał mnie jako Kabasę człowieka. Jednak kontekst mojego zawodu - gitarzysta heavy metal miał pewnie dla reżysera znaczenie. Moim zdaniem chodziło o pokazanie pewnych pozornych sprzeczności, które mogą być u niektórych zakorzenione. Jak się okazało rock nie wyklucza wiary chrześcijańskiej. Po prostu wiara w Boga nie zależy od gałki głośności wzmacniacza gitarowego.
Kończycie pracę nad płytą. Czego możemy się na niej spodziewać? Są na trackliście utwory, które już słyszeliśmy, np. podczas koncertów?
G.K.: Zdecydowanie płyta jest odzwierciedleniem moich dotychczasowych poczynań kompozytorskich. Stylistycznie zarówno w muzyce, jak i w tekstach jest spójna. Wszystkie utwory są zaśpiewane po angielsku. Można by powiedzieć, że odzwierciedla ona nasze spojrzenie na teraźniejszość przez pryzmat myśli młodego człowieka uwikłanego w mechanizmy rządzące współczesnością. Wyprzedzając często stawiany zarzut, co do śpiewania w języku angielskim wyjaśniam, że są ku temu dwa powody.
Pierwszy to taki, że moje ulubione zespoły ze Szwecji, Norwegii, Japonii, Brazylii tworzą teksty po angielsku i nikt z tego powodu nie insynuuje im braku szacunku do swojej ojczystej mowy. Drugi równie oczywisty, lecz bardziej serio. W swojej megalomanii wierzę, że problemy, które poruszamy w piosenkach Bremenn dotyczą ludzi żyjących także na innych kontynentach, więc nasz przekaz po polsku byłby mało czytelny.
O czym będzie płyta? Czy zostajecie przy stylistyce „Single Idol”? Czy jednak pojawi się coś, czego jeszcze nie słyszeliśmy?
G.K.: Wszystkie piosenki są zrealizowane od nowa, więc mogłem dorzucić parę nowych pomysłów aranżacyjnych i brzmieniowych. W trakcie realizacji pojawił się nowy gitarzysta Atek Radej, który także wsparł zespół swoimi propozycjami. Starałem się, aby wszystko grało energetycznie gitarowo rytmicznie. Instrumenty elektroniczne zgodnie z założeniem nadają nieco melodyjności i swoistego klimatu. Jest jedna ballada, ale proszę się jednak nie obawiać - zwolennicy metalowego jazgotu nie zawiodą się.
Po płycie będzie czas na jej promocję. Jakie macie plany w związku z jej wydaniem?
G.K.: To będzie zależało od skuteczności managmentu. Z pewnością chcemy zagrać koncerty, na których można będzie zakupić płytę.
DarkPlanet to serwis, który ma swoje korzenie w zachodniej części Polski. Nie mogę nie spytać, czy planujecie zagrać koncert w okolicach Poznania czy Wrocławia?
G.K.: To jest oczywiste. Tam jest zagłębie wariatów słuchających różnych odmian metalu, więc Bremenn nie może tam zabraknąć.
Strona zespołu Bremenn: www.bremenn.pl