Koniec lutego postanowiliśmy uczcić wybierając się w niedzielny wieczór
do gdańskiego klubu Parlament. Od godziny 19.00 stopniowo zapełniał się
parkiet oraz miejsca siedzące, wielbicielami klasycznego rocka w wydaniu
Wishbone Ash. Ogromną grupę stanowili panowie z wąsem koło 50tki i
poczuliśmy się trochę jak w takim "tatolandzie". Kilka minut po godzinie
20.00 na scenie pojawił się wysoki, łysy gitarzysta - Shawn Kellerman.
Wcześniejsze deklaracje jakoby pojawił się przed nami "bluesowy mistrz
gitary" były w pełni poparte tym co artysta zaprezentował. Szaleństwo,
niespożyta energia, wirtuozeria, strzykające tricepsy i bardzo dużo
męskiego wdzięku - oto jak można podsumować jednym zdaniem to co pokazał
muzyk. Na scenie towarzyszyli mu basista i perkusista, którzy byli doskonałym tłem do poczynań Kanadyjczyka. Poza fantastyczną grą na gitarze Shawn zaprezentował się także jako świetny wokalista, którego głos momentami przypominał mi samego Stinga. Po niezwykle energetycznym występie, obfitującym w doskonałą zabawę nadszedł czas na gwiazdę wieczora.
Z chwilą kiedy muzycy weszli na scenę, moje emocje jakby opadły. Mimo aktywności publiczności, która kulturalnie bawiła się pod sceną przy "Blowin Free" jakoś nie mogłam wczuć się w klimat występu Wishbone Ash. Kolejne utwory z set listy takie jak "Bona Fide", "You See Red", "The Power" czy "Warrior" nadal nie spowodowały we mnie euforii, którą wywołał występ Kellermana.
Tego wieczora ze sceny w Parlamencie usłyszeliśmy jeszcze miedzy innymi "Throw Down The Sword", "In Crisis", "Dreams Outta Dust" czy "Disappearing". Próżno było mi czekać na wzrost pozytywnych emocji. Ot bardzo poprawnie, bardzo elegancko, bardzo profesjonalnie, bardzo sympatycznie odegranie kawałków. Obserwując publiczność mogę jednak pokusić się o stwierdzenie, że byłam wyjątkiem, gdyż fani formacji świetnie się bawili śpiewając z zespołem ich największe przeboje. Między utworami wokalista - Andy Powell - zabawiał od czasu do czasu publiczność, która przyjmowała to bardzo entuzjastycznie.
Kiedy ze sceny wybrzmiewał kawałek "Phoenix" udałam się do szatni i zamówiłam taksówkę. Koncert Wishbone Ash stawiam na drugim miejscu. Zdecydowanie bardziej podobał mi się Shawn Kellerman. Może to kwestia wieku i posiadanej mocy wprawił mnie w osłupienie podczas jego występu, a może po prostu po ponad 40 latach na scenie, Wishbone Ash nie potrafią już niczym zaskoczyć? Tego nie wiem, ale uznam ten wieczór mimo wszystko za niezwykle udany.