Zaślepiony Jej ciała blaskiem.
Stoję na płonącym wrzosowisku
I czekam przebudzenia, Pani mej.
Mówi: Obudź się... nadchodzą święta.
Nie słyszę nic, ma twarz Zimą zarośnięta
Pęka zbyt wolno, zostaną blizny.
Zrodzony z grzechu, niegodny Jej ciała
Będę Ją o życie błagał,
O wzrok, o słuch i o usta, które uschły,
By nosić i mówić Jej imię
Zbierać z Nią ciała zwęglonych traw
I oddychać powietrzem, a nie myślą.
Przyszła, stoi obok, budzi wrzosy
A ja płaczę w sobie nie widząc Jej...
Chciałbym dla Niej umrzeć, utulić Jej moc
Lecz rąk nie mam.
Zostanę niezauważoną, zimną rośliną
Bo Zima mnie tu zasadziła, chrzcząc mnie człowiekiem.