Spadałeś ze skały po cichutku
Strącany złotym deszczem.
Ulatywała z ciebie wola walki powolutku,
Ciało Twe wstrząsane dreszczem-
Zapomniało o duszy istnieniu.
Cielesność podsycana pragnieniem.
Wina twa skąpana w cierpieniu
Za jednym tylko losu skinieniem.
A twoje dno wraz z tobą upadało.
Nie było już miejsca na litość.
Rozdarte niebo nad twą głową huczało,
Obracając cię w niwecz w nicość.
Nie dostałeś szansy na rehabilitację.
Poczułeś ostrze miecza srogiego.
Skazany na wieczną w boleści wegetację,
Żal mi ciebie nieszczęsnego.
Płonne okazały się twe nadzieje,
Którymi żywiłeś swój umysł.
Raj dla głupców nie istnieje,
Zawiódł cię intuicji zmysł.
Tarzaj się w ogromie swej boleści
Człowieku kaleki mentalnie,
Dziedzicu materializmu, synu niewieści
Pokonany przez swą doczesność brutalnie.
Strącany złotym deszczem.
Ulatywała z ciebie wola walki powolutku,
Ciało Twe wstrząsane dreszczem-
Zapomniało o duszy istnieniu.
Cielesność podsycana pragnieniem.
Wina twa skąpana w cierpieniu
Za jednym tylko losu skinieniem.
A twoje dno wraz z tobą upadało.
Nie było już miejsca na litość.
Rozdarte niebo nad twą głową huczało,
Obracając cię w niwecz w nicość.
Nie dostałeś szansy na rehabilitację.
Poczułeś ostrze miecza srogiego.
Skazany na wieczną w boleści wegetację,
Żal mi ciebie nieszczęsnego.
Płonne okazały się twe nadzieje,
Którymi żywiłeś swój umysł.
Raj dla głupców nie istnieje,
Zawiódł cię intuicji zmysł.
Tarzaj się w ogromie swej boleści
Człowieku kaleki mentalnie,
Dziedzicu materializmu, synu niewieści
Pokonany przez swą doczesność brutalnie.