Dla jasności dodam, że jest płci żeńskiej i stałą bywalczynią Castle Party.
W ten sposób naszły mnie ponure myśli nad kondycją intelektualną subkultur. Może coś ze mną nie tak i jest to zupełnie normalna sprawa, ale jakoś do mnie nie dociera, ze zupełnie dorośli pod każdym względem ludzie potrafią skoczyć sobie do gardeł z powodu, ze jedno słucha muzyki, której drugie nie toleruje, lub – co pewniejsze – że jest do niej uprzedzone.
Spójrzmy na konflikty, które z racji moich zainteresowań muzycznych są mi najbliższe. Depesze kontra Goci kontra metale. Trzy subkultury o podobnym wyglądzie, często mentalności, a jednak serdecznie się nienawidzące. Niechęć metali i depeszów jest dla mnie jeszcze zrozumiała: metal będzie uważał depesza za miłośnika popu, który bezcześci glany zakładając je na swoje komercyjne nogi. Depesz z kolei nie czuje sympatii do metala z powodu wątpliwej jakości wrażeń estetycznych i zapachowych, jakie metal sobą reprezentuje.
Natomiast w życiu nie zrozumiem, dlaczego Goci i depesze darzą się niechęcią. Wygląd podobny, mentalność też. Jedno i drugie z definicji romantyczne (co widać np. po liczbie tematów dla dorosłych na naszym forum :) ). Jedno i drugie często dobrze czuje się na imprezach strony przeciwnej. Więc co jest nie tak? Wreszcie przyszło na mnie olśnienie: Goci uważają się za wielkich indywidualistów, a depesze z ich umiłowaniem do jednego stylu ubierania się i do jednego zespołu to coś, co w światopoglądzie gotyckim nie może mieć miejsca. Z kolei niestety wielu depeszy, których znam, uważa gotów za swojego rodzaju karykaturę nich samych: miejsce prostej, ale eleganckiej estetyki zajęły stroje niby proste, bo jednokolorowe, ale krzykliwe, mające na celu zamaskować fakt, że nosi je osoba mająca poważne braki kulturalne i intelektualne.
A w tym wszystkim cierpią osoby takie jak ja, które dobrze się czują na obu typach imprez. Niestety jestem typem osoby, która nie przywiązuje wielkiej wagi do tego, co słucha, a to oznacza, że obudzony w środku nocy nie umiem wymienić wszystkich tytułów płyt i singli DM, o innych artystach nie wspominając. Skutkiem tego obrywam od obu stron: depesze uważają, że nie jestem jednym z nich, bo nie znam wszystkich piosenek jak leci, a goci uważają, że jestem „jeszcze jednym nudnym depeszem”. Zawsze mnie dziwiły owe nadprzyrodzone zdolności niektórych ludzi do oceniania innych po pierwszej minucie rozmowy.
A ja jednym i drugim mówię: pocałujcie mnie w moją wielką, owłosioną dupę. Jestem fanem, a nie fanatykiem i nie muszę uczyć się tekstów Boskich piosenek na pamięć. Z drugiej strony nie muszę lubić Diary of Dreams, żeby być uznanym mrhokhiem. Bo gotyk moi drodzy to nie strój, nie muzyka, tylko stan umysłu. Umysłu patrzącego nieco dalej niż na koniec własnego nosa, umiejącego zajrzeć we własny umysł, cieszącego się wartościami nieprzemijającymi, cieszącego się nie z cudzego nieszczęścia, ale szczęścia, umiejącego słuchać i odzywać się wtedy, kiedy ma się coś do powiedzenia, umiejącego zrozumieć kogoś, kto ma problemy z codzienną egzystencją, a nade wszystko tolerancyjnego – do pewnych granic rzecz jasna. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tolerował człowieka, dla którego czytanie książek to siara.
I takiego prawdziwie gotyckiego nastawienia do życia sobie i Wam życzę.
Alpha-Sco : Dowiedziałam się ciekawej rzeczy: TO JEST OSOBNA SUBKULTURA LUDZ...
Gaia : Wolałabym akceptację - tolerancja zanadto trąci protekcjonalizmem.
Viljar : Straszne. Milion lat temu w podstawowce obserwowalem podobne zjawisko. "-l...