Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

The Gathering - Nighttime Birds

The Gathering, Mandylion, Nighttime Birds, Anneke Van Giersbergen

Dwa lata po swoim cudownym przepoczwarzeniu The Gathering wypłynął z kolejnym albumem. Zadanie mieli niezwykle trudne, a poprzeczkę postawioną bardzo wysoko, gdyż „Mandylion” zyskał powszechne uwielbienie i przez wiele osób uznany został za tak zwany absolut, czyli płytę genialną, nie mającą sobie równych. Tym bardziej należy więc docenić jak wielkim dokonaniem jest „Nigttime Birds”. Dzieło co najmniej tak samo dobre, a według mnie nawet jeszcze lepsze.

Spokój. Krystalicznie czysty i rześki krajobraz zaczyna się kołysać, tańczyć. „On Most Surfaces” obłapia od razu. Przykleja się do słuchacza i zupełnie mimowolnie wprawia go w hipnotyczny stan. Przy tym nie da się nie bujać, nie wczuwać, przejść obojętnie. To jest jak narkotyk. I ten głos. Tak piękny, tak dźwięczny, tak przestrzenny: „The frost hits me in the eye…” Prowadzi cudownie, władnie człowiekiem jak śpiew syreny i już nie można się od niego wyzwolić: „I walk into the white light of the snow…” Idę. Idę z nią. Pójdę wszędzie gdzie tylko zaprowadzi mnie Anneke Van Giersbergen i cały The Gathering. I oby to już nigdy się nie skończyło...

„Confusion” jest dokładnie taki sam. Przepiękny, przecudowny: „Sometimes, it is better to lay…” Niesamowite. Oczywiście głos Anneke jest tu lśniącym skarbem, źródłem wszelkiej błogości i czystości, ale te utwory osiągają geniusz już na etapie swojej melodycznej konsystencji. One falują, unoszą się. Mają subtelne, ale ogromnie bogate tła. Ileż muzyki jest tam z tyłu? Wcale nie zawsze takich lekkich gitarowych szkieletów, wspaniałych klawiszowych krajobrazów i delikatnego elektronicznego zabarwienia. Pejzaże są wielowarstwowe, przenikające się nawzajem. I wszystko ma zupełnie wyjątkowy klimat. Jest takie poważne, dostojne. Takim wyjątkowo urzekającym numerem jest też „Nigttime Birds”. Ja widzę te ptaki. Jak one lecą. Rozkładam ich ruchy na czynniki pierwsze, a każdy wydaje się jakimś cudem natury, czymś absolutnie doskonałym: „When they fly through the night as beauliful…” To jest bajka. To się nie dzieje, ale jednak trwa dalej. Jak w „The Earth Is My Witness”: „And we close our eyes and you close your eyes”. Płyniemy i śnimy z wciąż zamkniętymi oczami. Na nic się nie wysilamy. To wszystko dzieje się samo. Albo ten Kevin, kimkolwiek on jest. Jak on patrzył w te gwiazdy przez ten swój teleskop. Jak on marzył żeby być tam gdzie on dosięga. I nie miał wątpliwości, że któregoś dnia tam będzie. I nic dziwnego, bo przy takiej muzyce można dotrzeć wszędzie, gdziekolwiek tylko się wymarzy.

Ale najwspanialszym aktem tej księgi czarów jest „Third Chance”. Numer żywszy, mający w sobie niebywałe pokłady oszałamiającej energii. Eksplodujący witalną mocą i epatujący porywającą magią. I jeszcze ten mistrzowski moment wyczekania, ten wchodzący werbel i: „I wait and I wait and what I really hate…” To jest ekstaza. To tu jest kulminacyjny moment i tego kawałka i tej płyty i w ogóle całego wszechświata. Kręcę się w szalonym wirze i padam przed tym na kolana, zresztą zgodnie z tekstem: „My knees hit the floor and I panic more…” W ten sposób sięgam apogeum szczęśliwości, ocieram się o boskość.

Nie wiem jakich mógłbym jeszcze użyć przymiotników, żeby rozpłynąć się bardziej nad tym albumem. Zresztą to już i tak nie miałoby sensu. „Nigttime Birds” to arcydzieło wybitne, doskonałe w każdej swojej sekundzie. Tej muzyki się nie słucha. Ją się przeżywa. Przeżyjcie to i Wy. Wasze życie będzie lepsze.

Tracklista:

1. On Most Surfaces (Inuit)
2. Confusion
3. The May Song
4. The Earth Is My Witness
5. New Moon, Different Day
6. Third Chance
7. Kevin's Telescope
8. Nighttime Birds
9. Shrink

Wydawca: Century Media Records (1997)

Ocena szkolna: 6

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły