Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Sheavy - The Electric Sleep

Lubicie stare nagrania Black Sabbath? Te z Ozzym na wokalu? Jeśli tak - ta płyta jest dla was! Dlaczego? Ano, jak to okreslił jeden z amerykańskich recenzentów "The Electric Sleep" to najlepsza płyta Black Sabbath od 25 lat. Chwila, chwila - przecież Black Sabbath nigdy nie nagrało albumu o tytule "The Electric Sleep", coś ty miły Zgredzie kręcisz! A kręcę szanowni, kręcę - ale mam nadzieję, że wstęp zaciekawił na tyle, że po te płytę sięgniecie - a warto, choćby z tego względu, że Sheavy jest jakby nowoczesnym wcieleniem Sabbathów, w pewnym sensie - ich przedłużeniem.
Jak to możliwe? - kto kojarzy postać Steva Hennesey'a będzie wiedział - ten facet posiada głos do złudzenia przypominający Ozziego z najlepszych lat jego działalności. Miałem okazję posłuchać obu panów występujących na tej samej scenie w duecie (niestety nie na żywo - był to materiał wideo) i zapewniam - kiedy śpiewają razem, ich głosów nie da się od siebie odróżnić (no dobra, po pewnym czasie, kiedy się ucho przyzwyczai - można ich odróżnić, bo Steve woli po prostu śpiewać w wyższych od Ozzy'ego rejestrach).

No dobrze - powiecie - ale jeden wokalista, który śpiewa jak Ozzy Black Sabbath nie czyni.

- Ha! - odpowiem na to - posłuchajcie proszę gry Dana Moora - czyż to nie wykapany Tony Iommi? No to jak myślicie, warto po "Electric Sleep" sięgnąć czy nie warto?

A teraz słów kilka o zawartości płyty - po pierwsze, powinna się spodobać osobom lubiącym stoner rocka. Co prawda Sheavy nie prezentuje poziomu Kyuss, ale i tak wypada bardziej niż przyzwoicie. Materiał zawarty na "Electric Sleep" dysponuje odpowiednim ciężarem i mocą - ci panowie z Kanady umieją tworzyć riffy, które miażdżą słuchacza jak drogowy walec, umieją wszakże zagrać melodyjnie i skocznie - aż nóżka sama zaczyna chodzić.

Album zaczyna się od jakichś tajemniczych przestrzenno-mechanicznych odgłosów, które powolutku przechodzą w utwór "Virtual Machine" - czyli rzężenie gitar, młóckę perkusji i głos Ozziego, tfu, chciałem napisać Stevena. Jeśli ktoś wcześniej nie znał tego zespołu, a kibicował BS, to pierwsze wrażenie po wysłuchaniu tego utworu będzie naprawdę porażające.

Dalej panowie z Sheavy raczą nas łagodniejszym utworem - melodia od razu przywodzi na myśl pogodny "Looking For Today" z "Sabbath Bloody Sabbath".

Łagodne brzmienia nie są jednak ulubioną formą muzycznej wypowiedzi kanadyjczyków - jeśli już umieszczają na płycie coś o delikatniejszego, to słuchacz może mieć pewność, że za chwilę zostanie uraczony kolejną dawka ciężkich riffów i brudu brzmieniowego.

Spójrzmy chociażby na taki "Electric Sleep" - nie bez kozery panowie muzycy uczynili z tego kawałka numer tytułowy – to jest bowiem kwintesencja ich stylu, wzorzec grania Sheavy.

Na płycie niepozytywnie wyróżnia się tylko jeden utwór - "Savannah" - nie dość ze ciągnie się jak stary naleśnik to jeszcze poraża nie za bardzo udanym tekstem. Uważam jednak, że jeden kiepski utwór na całe dziewięć dobrych lub świetnych kawałków można chłopakom ze Sheavy wybaczyć.

Podsumowując - ten album to must-have dla zbieraczy muzycznych dziwności i ciekawa propozycja dla wielbicieli starego Sabbath.

Ocena: 8/10
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły