Na z poczynań jego usypanym stosie.
Zamilkła z ostatnim jękiem słów jego muzyka
Cicho za plecami utopiona w głosie.
Wywieszono brutalnie po zmroku romantyka
Przy, którejś zaciemnionej boru szosie.
Teraz nie z nadmiarem kochanek biedak się boryka,
Lecz z krukami głodnymi zataczającymi nad nim osie.
Gardłem uduszonym, ślinę odważnie, martwym łyka,
Huśtając się strudzonym na swej liny losie.
Pojmano i kochanka wcześnie z rana.
Z bieli pościeli ze snu błogiego brutalnie wyrwano,
Nim słońce powstało na swe promieniujące kolana -
Na każdy z czterech kierunków świata końmi go rozesłano.
Gdzieś i muzyk zamilkł głucho,
Z żadnej z komnat nie dobiega głos harfy rozśpiewanej.
Wzdychając zauroczony szeptem swej muzie w ucho
Ujął go bolesny łoskot stali sekretnie nadziewanej.
Poeta wciąż jednak gdzieś się skrywa
Znaków bytu nie pozostawiając żadnych.
Jeno zwoje liryk biurko w objęciach swych milcząc trzyma
Tropów nie wskazuje, nawet lichych, słabych.
Jednak Czarny Anioł tego z poszukiwanych nie tyka,
I niczym zwarta armia gdzieś w ciemnościach czeka.
Oznak żywota swego skrzętnie milcząc unika
Wypatrując kogóż nowego z ciemności wyłoni rzeka...
KostucH