Polską muzyczną scenę niezależną lat 80. należy kojarzyć prawie wyłącznie z Warszawą, zaś jedynym szeroko znanym reprezentantem Wrocławia jest Lech Janerka. Funkcjonowanie w powszechnej świadomości takich przekonań skłoniło redaktora Pawła Piotrowicza do głośnego zaprzeczenia. W tym celu zgromadził w jednej książce dziesięć wywiadów z wrocławskimi osobistościami ze świata muzyki, aby pokazać, że w obranym umownie okresie od powstania zespołu Klaus Mitffoch do upadku PRL-u w mieście działali też inni, zajmujący się różnymi odmianami tej sztuki artyści, którzy osiągnęli niemało i zasługują na to, by o nich pamiętać. Jeśli komuś takie nazwy, jak Sedes, Program 3, Miki Mousoleum, Kormorany, S.A.D. i "Antena krzyku", nie mówią zbyt wiele, oto dostał szansę, by poszerzyć swą wiedzę.
Decyzja o formie, jaką przyjęła "Wrocławska niezależna scena muzyczna 1979-1989", od samego początku może budzić wątpliwości odnośnie swej słuszności. Bezsprzecznie cenne są zdjęcia, które autorowi udało się zebrać, przedstawiające bohaterów książki m.in. podczas występów ulicznych, w klubach, w galeriach, a nawet w zaniedbywanych w tamtych czasach podziemiach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Postawienie w sferze słowa na zwykły zapis rozmów, uzupełniony tylko krótkim wstępem od autora, zamiast na własny tekst, jedynie wsparty wypowiedziami muzyków i działaczy, nie musiało już jednak być najlepszym rozwiązaniem. Można zrozumieć, że Piotrowicz wolał zająć miejsce uważnego słuchacza, niż wszechwiedzącego narratora, skoro sam, jako urodzony w 1978 r., w większości raczej nie śledził opisywanych wydarzeń na bieżąco. To niestety rodzi pytanie, czy zdołał złożyć pełny i spójny obraz wrocławskiej sceny tamtych lat. Trzeba przyznać, że niespodziewanie udało mu się stworzyć przynajmniej takie wrażenie. Wiele wywiadów sie nawzajem uzupełnia, nie pokrywając się przy tym tematycznie w takim stopniu, żeby się powtarzać.
W ostatecznym podsumowaniu zaletą okazują się też różne charaktery rozmówców i ich wspomnień. Przykładowo Mariusz "Kajtek" Janiak z Sedesu i Programu 3 oraz Lech Janerka skupili się przede wszystkim na chronologicznym przedstawieniu faktów ze swoich muzycznych karier, co sprzyjało przytoczeniu przez pierwszego z nich niemal anegdotycznych historii, m.in. nieco przerażającej o tym, w jaki sposób w 1984 r. dostał się w Jarocinie na dużą scenę, oraz o koncercie ze Swans. Czytelnikowi może brakować w takich wywiadach refleksyjności, którą znajdzie jednak w pozostałych. Pojawiły się w nich np. porównania z Warszawą, tłumaczenia, dlaczego tamtejsza scena miała łatwiej - m.in. u Krzysztofa "Kristafariego" Kubiaka z Miki Mousoleum i Stage of Unity oraz u Arka Marczyńskiego z zina "Antena krzyku", ale przede wszystkim u Wojciecha Konikiewicza, który młodszego odbiorcę może zaskoczyć swoim stwierdzeniem o początkowo małej wadze "czarnej" Brygady Kryzys. Największą dumę ze swojego środowiska zaprezentował za to Kostas Georgakopulos z zespołu Program 3, który pochwalił wrocławską scenę z końca lat 80. jako najlepszą w Polsce. Marczyński i Konikiewicz wypowiedzieli się też o przemianach społecznych i pokoleniowych, o wpływie realiów III RP na ludzką mentalność. Motyw lepszego odbioru w latach 80. chociażby występów muzycznych i zdolności do robienia czegoś razem w czasach, gdy nie miało się telefonów komórkowych, przewija się zresztą w wielu rozmowach. O organizacji koncertów w późnym PRL-u, jak również o innych aspektach działalności młodych kapel w tamtych realiach, w tym np. o takich drobiazgach, jak dostępność dobrych strun, można przeczytać co nieco w wywiadzie z Krzysztofem "Kamanem" Kłosowiczem z Miki Mousoleum. Jego kolega Kristafari rozwinął to o uwagi na temat stosunku ówczesnych decydentów do reggae, Konikiewicz opowiedział trochę o przemyśle fonograficznym PRL-u i roli wytwórni Tonpress, zaś u Marczyńskiego pojawił się motyw działalności służb - a i tak tylko bardzo delikatnie zaznaczyli oni temat, którego poruszenie wydaje się w kontekście tamtych czasów nieuniknione. O przypadkach cenzury - niekoniecznie ściśle urzędowej, bo dokonywanej przykładowo przez organizatorów koncertów - lub nawet interwencji milicji wprost wspominają Kaman i Georgakopulos. Wszystko to łącznie tworzy wielowarstwowy obraz sceny muzycznej, nie tylko wrocławskiej, ale polskiej.
Pomimo wzajemnego uzupełniania się, część wywiadów na różne sposoby odstaje od reszty. W paru przypadkach związane jest to głównie z reprezentowaniem gatunków muzycznych innych niż rock i punk rock: Konikiewicz opowiedział o historii wrocławskiej sceny jazzowej, Kristafari przedstawił swój pogląd na temat, czego brakuje współczesnemu reggae, zaś rozmowa z Tomaszem "Mniamkiem" Stępniem z S.A.D. dotyczyła głównie elektroniki. Łukasz Medeksza z Działon Punk zdaje się za to nie mieścić w obranych ramach czasowych. Wspomnienia dotyczące działalności jego zespołu pochodzą głównie z pierwszej połowy lat 90. O scenie punkowej z lat 80. wspomniał bardzo krótko. Większość wywiadu dotyczy zresztą nie samej muzyki, lecz funkcjonowania we Wrocławiu, na przełomie obu dekad, subkultur - punków, skinheadów i oiowców. Prawdziwie osobną bajką jest jednak dopiero rozmowa z Jackiem "Pontonem" Jankowskim z Kormoranów - interesująca historia o często partyzanckim graniu w nietypowych miejscach, z mocno odczuwalnym spojrzeniem performera na sztukę.
Niestety autorowi nie do końca się udało odwrócenie uwagi od Janerki. Słynny muzyk oczywiście sam udzielił wywiadu. Zrobił to też Konikiewicz, który uczestniczył w jego pierwszych nagraniach. Wspomnieli o nim również m.in. Kristafari i Mniamek, czym utrudnili czytelnikowi uwierzenie w teorię, że wrocławska scena to znacznie więcej, niż tylko on. Owszem, były inne zespoły niezależne - na podstawie samej ilości wzmianek w książce za szczególnie istotne można uznać Sedes, Program 3 i Miki Mousoleum, chociaż niewiele rzadziej wracają tematy młodego Grzegorza Ciechowskiego, festiwalu w Jarocinie i Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Niektóre z tych grup zdobyły sławę nawet wcześniej niż Janerka, ale to i tak właśnie on ostatecznie wydaje się być absolutnym liderem. Jedynie Georgakopulos jako najważniejszego muzyka wrocławskiej sceny tamtego okresu wyraźnie wskazuje Kajtka.
Jeśli już należy mówić o jakimś mankamencie książki, który rzeczywiście warto naprawić, to jest on związany ze zbytnim oddaniem głosu przepytywanym muzykom. Cieszy długość ich odpowiedzi, ale przydałoby się więcej przypisów od autora. Przykładowo w wywiadzie z Kajtkiem można się pogubić, czytając o wszystkich muzykach, z którymi grał, zwłaszcza że często są wymieniani z ksywy, czasami z nazwiska. W tym przypadku dającym największą przejrzystość rozwiązaniem byłyby drzewka składów. Jasnych, konkretnych informacji brakuje też w wywiadzie z Pontonem. Tu dla odmiany daty podane są prawie wyłącznie przy zdjęciach, do tego pochodzących częściowo już z lat 90. Gdyby nie wzmianki o milicji, ZOMO, Pomarańczowej Alternatywie i biennale Wro, można by się nie domyslić, których lat dane fragmenty rozmowy dotyczą, a i tak, nawet z pomocą opisów pod fotografiami, nie ustali się z całą pewnością, kiedy Kormorany zaczynały swoją działalność. Teksty przy zdjęciach też zostawiają zresztą trochę do życzenia - czasami nie jest się pewnym, kto jest kto.
Chociaż nie udało się uniknąć pewnych niedociągnięć, pomysł zaprezentowania samych wywiadów zdołał się obronić. W jakim stopniu temat został wyczerpany, przeciętni czytelnicy niestety sami się nie zorientują, ale ważne, że w ogóle został poruszony i wskazano te kilka słabiej pamiętanych kapel. Po dzieło Pawła Piotrowicza warto sięgnąć, zresztą nie tylko dla uzupełnienia wiedzy o artystach z Wrocławia. Można stwierdzić, że osoba zainteresowana jakimkolwiek aspektem polskiej sceny muzycznej lat 80. z dużym prawdopodobieństwem znajdzie w książce coś dla siebie.
Wydawca: Rita Baum (2015)
Yngwie : Niom, ciężko w dzisiejszych czasach "zniszczyć system" ;-) Wtedy było...
Lupp : Mieszanka polityki i sztuki zawsze w końcu eksploduje. Nie zajmujmy się...
Yngwie : Co tu robię? Korzystam z wolności i demokracji :) A co do klimatów...