Tak mnie jakoś naszło. Po kąpieli chwile temu zauważyłam pajączka na terakocie. Że mieszkam na wsi to takie zjawiska u nas normalne. I tak sobie myślę, bać się? Nie bać? Zabić? Zostawić? I zostawiłam małego przyjaciela w spokoju. W zeszłe wakacje doszłam do takiego stanu, że nie ruszało mnie to, że chodziły po mnie pająki, w domu, czy na łące. Remont trochę zmienił. Zawsze bałam się robaczków. Nie zabijałam ich raczej, ale obrzydzały mnie. A podczas remontu przyszło mi spać na podłodze. A dokładniej na karimacie. Nawet mi to przypasowało. Zaprzyjaźniłam się z robaczkami :D Trochę miałam śladów po ugryzieniach, ale to nic. Grunt to osiągnięcie zgody z nimi. I nie zwywanie kogoś na pomoc, żeby zabił to coś. Pamiętam jak raz po deszczu mnóstwo ślimaków wybrało się na spacer. (Swoją drogą, w zasadzie to nie wiem czemu spacerują akurat po deszczu) A ja wracałam sobie rowerem... Starając się omijać każdego najmniejszego. Jednego niestety przejechałam. Nie mogłam sobie tego darować przez kilka dni... Może wam się to wyda głupie i dziwne, ale tak było. Była też sytuacja, że machnęłam jakoś ręką przy laptopie i trafiłam muche... Ale na szczęście gdy ją położyłam w normalnej pozycji okazało się że tylko byla lekko ogłuszona, bo po chwili zamartwiania się "wstała" i odleciała. Uff... Nie lubię zabijać zwierzaków. Dochodzę do coraz większego wniosku, że my- ludzie to takie same stworzenia jak słonie, mrówki, konie czy ryby. Tylko inny gatunek. Tak jak porównać rybe z żyrafą, to nie wiele mają ze sobą wspólnego, tak samo np. człowiek z muchą. Tylko coś poszło jakby nie tak, i nam (przynajmniej większej części) dostały się inteligentniejsze mózgi. Jakaś rzekomo władza. Że niby my rządzimy wszystkim i wszystko należy do nas. Niszczymy wszystko, by było dobrze nam. A kto wie, czy takie mrówki w swoim mrowisku nie mają jakiegoś własnego "radia", kultury, piosenek, czy telewizji? Podaję bardzo abstrakcyjne przykłady. Ale może one mają coś w ten deseń. O ile rozumiecie o co mi chodzi. Jesteśmy przyzwyczajeni do niszczenia. A przyzwyczajenia są dziwną rzeczą. Był pies, który musiał nosić kołnierz. Przez pierwszy tydzień chciał go ściągnąć, warczał, siłował się. Potem przestał. Nosił. Jak trzeba było zdjąć, to pies w "płacz", skomle, nie wie co się dzieje. Wystraszony, bo zabrano mu coś do czego już się przyzwyczaił.
Aira_94 : Zaprzyjaźnić się z pajączkami? O niee, nie. Ja jestem z tych co 'wzywaj...