Zasnął. Teraz oddycha równo, głęboko. Pot przysechł na jego jasnej skórze. Rozluźniony, spokojny leży obok.
Ja nie chcę spać. Jeszcze wszystko we mnie gra wspomnieniem rozkoszy. Jeszcze nie wystygłam. Pragnę. Nieustannie. Czuć jego palce błądzące po skórze i w środku, pocałunki, od których piecze szyja, posmakować go, usłyszeć mruczenie i rwany oddech. Zatopić się w rytmie ciał, zatonąć w spazmach.
Chciałabym przewrócić go na bok i wgryźć się w ten cudny łuk karku, który przechodzi w krzywiznę pleców, w dzień tak często spięty teraz tak cudownie bezbronny i miękki. Opleść go ramionami i wtulić twarz w zagłębienie między łopatkami, sięgnąć podbrzusza i poczuć jak całe jego ciało spina się pod moim dotykiem. Chciałabym by tym razem pozwolił się pieścić, tylko dla swojej przyjemność, by się poddał.
Chciałabym go obudzić oddechem i szeptem wprost do ucha i przygryzieniem płatka, którego nie potrafię sobie odmówić. Chciałbym, ale tego nie zrobię. Nie, nie będzie zły. Byłby zadowolony ale jutro czeka go ciężki dzień.
Zamiast tego zasnę, zaciągając się jego zapachem, niczym najcięższym kadzidłem. Opalone ramię przerzucę przez jego jasną pierś.
Karmel i mleko.
"Twój
zapach …
Dotykam Twoich ust.
Twój zapach…
Oddycham tylko Tobą już.
Twój zapach…
Otula
nasze ciała w sen.
Twój zapach…
Pomieszał w
zmysłach noc i dzień.
Zmysł powonienia - mój jedyny
kontakt z niebem
Zmysł powonienia - mój jedyny obraz
Ciebie"