Stoi tak, odwrócona do mnie tyłem, oparta o barierkę. Młoda, kobieca. Biała sukienka w czerwone groszki, o długości za kolano, wykończona biała koronką, czerwone klapeczki na lekkiej szpilce, czarna, miękka, mała torebka na długim pasku. Oparła łokcie o poręcze i kołysze się w rytm jazdy tramwaju. Rude, proste włosy ściągnięte w ciasny kok, prawie na karku. Różowy policzek, kształtne ucho bez jakiejkolwiek biżuterii. Smukła szyja, opalone ramiona i łydki kontrastują z bielą tkaniny. Suwak podkreśla linię kręgosłupa, a okrągły guziczek spina sukienkę na karku. Stojąc na jednej nodze wypycha biodro, koronkowy rąbek sukienki nieznacznie się zadziera, odsłaniając miękką skórę pod kolanem. Materiał podciągany przez pasek torebki opina udo. Promienie słońca sprawiają, że przez tkaninę opływającą pośladki lekko prześwituje jasna bielizna. Zgrabne łydki przechodzą w smukłe podcięcia w okolicach kostek i kończą się różowymi piętami.
Idealna.
Wysiada na następnym przystanku. Spuszczam wzrok, nie chcę widzieć jej twarzy.
Niech pozostanie niedopowiedziana.
Pierwsza, pierwsza by zobaczyć Twoje oczy,
Druga, druga by zobaczyć Twoje usta,
Trzecia, trzecia po to by zobaczyć całą Twoją twarz
Trzy zapałki kolejno, trzy zapałki kolejno zapalone nocą…
Pierwsza, pierwsza by zobaczyć Twoje oczy,
Druga, druga by zobaczyć Twoje usta,
I całkowity zmrok, aby wszystkiego nauczyć się na pamięć
Gdy obejmę Cię, gdy obejmę Cię swymi ramionami…