Historia Nave, miłości, która ją zabiła.
Wybiła północ. Na dworze było już zupełnie ciemno. Jedynie śnieg otulający cmentarz, nadawał mu blasku odbijając światło księżyca. Przy jednym z nagrobków siedziała dziewczyna, miała na sobie długą białą suknię, a na oczach niebieską przepaskę, spod której wypływały strumienie krwi.Nie obchodził ją ból, ani czerwone krople spadające na suknię i rozbryzgujące się na niej, niczym wielkie krople deszczu. Wszystko to, było w tej chwili nieważne. Czekała, czekała aż wreszcie będzie mogła powiedzieć to, co siedziało w niej od lat.
-I czemu tu siedzisz Nave? Obydwoje wiemy, że twoje miejsce jest gdzie indziej. Nie wypełniłaś zadania. – powiedział wysoki, blady mężczyzna, który nagle pojawił się w jednej z cmentarnych alejek. Miał na sobie elegancki garnitur, a jego dłuższe kruczoczarne włosy opadały delikatnie na ramiona. Wyglądał bardzo dostojnie, jak ktoś z arystokracji.
-Też mi zadanie. Miałam wyjść za mąż za człowieka, którego nie kocham, tylko po to by być łącznikiem i zdobywać informacje. To nienormalne.
-Całe Twoje życie jest nienormalne, zauważ to wreszcie, kiedy ostatnio zdarzyło ci się coś normalnego? A oczy bardzo cię bolą?
-Pytasz czy bolą, choć sam odebrałeś mi wzrok. Nie boli mnie to, że krwawię, ani to, że nic już nigdy nie zobaczę. Boli mnie jedynie to, że to właśnie ty mi to zrobiłeś, dobrze wiesz dlaczego.
-Nave nie zgrywaj małej, zagubionej dziewczynki. Na tym polega moja rola, żeby cię karać, za każdym razem, jak nie wykonasz zadania, odebrałem ci wzrok, mogę odebrać i słuch, mogę odebrać ci wszystko. Dlatego dobrze radzę, wracaj przed ten cholerny ołtarz i wyjdź za tego odpicowanego gogusia. –powiedział mężczyzna wyraźnie zdenerwowany.
-Czy naprawdę jesteś aż takim kretynem, czy tylko udajesz? Jak myślisz, dlaczego nie chcę wyjść za tą karykaturę człowieka? Wyobraź sobie, że już od lat kocham kogoś, kto wyrwał mnie z rodzinnej patologii, pijaństwa i przemocy. Kogoś, kto przygarnął mnie do siebie i zauważył moje talenty. Jedynie smutne jest to, że kocham kogoś, kto zrobił ze mnie maszynę do zabijania. Nieważne na ile mnie oślepisz, nieważne czy odbierzesz mi słuch, nieważne czy mnie zabijesz, najstraszniejsze jest to, że czego byś mi nie zrobił i tak będę cię kochać, za wszystkie dobre rzeczy, które od ciebie mam. Jesteś wysłannikiem ciemności, który wprowadził w moje życie tyle światła, że sama już tego nie ogarniam.
-Nie tego cię uczyłem!- wrzasnął nagle.
-Doskonale wiem, czego mnie uczyłeś, zamknięcia się na wszystko co mnie otacza. Po to tylko, abyś mógł wypełniać swe dzieło moimi rękami. Tchórz z ciebie, narażasz mnie na niebezpieczeństwa, bo sam boisz się śmierci. Wykorzystałeś mnie, myślałeś, że nie wiem? Masz mnie za głupią. Jestem bystrzejsza niż ci się wydaje. Skoro sam przez te wszystkie lata nie zauważyłeś w jaki sposób na ciebie patrzę, gdy jeszcze mogłam to robić, to nie masz prawa stać nade mną i mówić mi co mam robić, a tym samym uważać się za mądrzejszego. –serce Nave biło tak głośno. Wiedziała już wcześniej, że to co powie i tak nic nie zmieni, bo postać którą pokochała nie była ani martwa ani żywa, była piekielna, wypełniona złem. Jednak nadzieja, że coś się zmieni mimo wszystko rozpalała serce dziewczyny.
-Ty skończona niewdzięcznico!- wrzasnął, chciał kopnąć ją w twarz, ale dziewczyna miała na tyle wyrobiony refleks, że nie potrzebowała wzroku do walki. Chwyciła go za nogę i wywróciła tak, że uderzył głową w jeden z kamiennych nagrobków. To doprowadziło go do wściekłości.
Dziewczyna skierowała rękę ku ziemi. Zupełnie nagle, w delikatnej, zaciśniętej dłoni pojawił się czarny, lśniący miecz.
-Zabijesz tego, którego kochasz?- zapytał mężczyzna wciąż leżąc na nagrobku.
-Nie zamierzam cię zabijać, to tylko do obrony. Wstań. Walcz, walcz ze mną. Jeżeli nie potrafisz mnie kochać, to spróbuj mnie zabić. Nie potrafię żyć z tobą, ani bez ciebie.
-Pieprzysz głupoty, bo cię oślepiłem.
-Wstawaj!!!- wrzasnęła Nave. Spod opaski wciąż tryskały strumienie krwi. Choć była już słaba, to wciąż chciała walczyć, wiedziała, że zginie. Jednak w tej chwili to właśnie na tym jej zależało.
Mężczyzna wstał. Nie potrzebował do walki miecza, ani pistoletu, miał w rękach siły piekieł. Nagle z obydwu jego rąk wytrysnęły czarne wiązki światła, zatrzymujące się na sercu Nave.
Dziewczyna wrzasnęła przeraźliwie. Zaryzykowała, rzuciła mieczem, chybiła.
-Stworzyłem cię, a teraz cię zniszczę, bo zawiodłaś moje oczekiwania.-powiedział mężczyzna. Ziemia na cmentarzu się zatrzęsła, Nave miała coraz większy problem z oddychaniem, nie było wątpliwości, wypijał z niej życie. Nie wiedziała co robić, zapomniała zupełnie o wszystkim, słychać było tylko jej głuchy wrzask.
Upadła na ziemię. A z jej ust wydobył się ostatni strumyczek gorącej pary.
Blady mężczyzna podszedł do niej, jakby zadowolony ze swojego czynu. Nachylił się nad jej martwym ciałem i pocałował w ciepłe jeszcze usta.
-Żegnaj moja czarna różyczko.- powiedział i odszedł, pozwalając by śnieg zasypał martwe ciało Nave.