To już trzy lata minęły od śmierci lidera zespołu Mieszko Talarczyka, który zginął podczas tsunami, które nawiedziło półwysep indochiński. Jest to trzeci album nieodżałowanego Nasum. Gdy słucham takiej muzyki uświadamiam sobie jak ciężko jest nagrać dobry grindcore'owy krążek i jak mało jest zespołów, którym to się udaje. Na myśl przychodzą mi tylko Carcass, Cephalic Carnage, Antigama, kultowy Napalm Death i właśnie Nasum.
"Helvete" ze szwedzkiego oznacza piekło. Ciężko jednak nazwać to co gra zespół piekielną muzyką, ale jest coś co czyni tę formację wyjątkową w tym gatunku - dzikość i to taka, której nie widziałem w żadnym innym zespole uprawiającym ten gatunek. Nasum nie gra technicznie - dostajemy po prostu kopa w mordę. Jest to bezpośrednie uderzenie - prosta, dzika muzyka, ale nie prymitywna. W tym gatunku ciężko jest mówic o jakimś szczególnym utworze, gdyż ich rola sprowadza się do tego samego - zniszczyć słuchacza. Pozytywny jest także fakt, że Nasum w swoich tekstach nie śpiewa o wybebeszaniu ciał, lecz porusza tematy polityczne i społeczne."Helvete" nie jest wielkim krążkiem, nie znajdziemy tam wymuskanych kompozycji - jakby nie patrzeć grindcore w wykonaniu tego zespołu to rąbanka, ale z gracją. Jeśli ktoś czasami ma ochotę na proste, dzikie rytmy to Nasum okaże sie strzałem w dziesiątkę.
Wydawca: Relapse Records (2003)