Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Poezja :

My paTh

Coś mojego o mnie.
Nie jestem filozofem.

Tak mało czasu, aby się odnależć

Tu i teraz.

Siedząc sobie na fotelu przed komputerem.

Tyle błędów i niepotrzebnych przecież kłamstw.

Tyle bólu.

Samotności.

Bezsilności ponad miarę.




A wystarczy tylko...

Wystarczy tylko chcieć.




Tyle zmian.

Na lepsze.

Kilka rzeczy zupełnie niezmiennych.
Całkowicie niezmiennych.
Jak to, że Ziemia jest okrągła.


Uczucia od których wolałbym uciec.
Od których uciekłbym jak najprędzej.


I zapomniał.


Ale od pamięci bardziej zawodne są nawet szwajcarskie zegarki.
I w tym właśnie tkwi problem.
A najwięcej tkwi ich we mnie.


Przebijają na wskroś.
Nie dają nawet oddychać.


I to właśnie w momencie, kiedy jakikolwiek oddech zaczyna mieć
jakikolwiek sens.

Może nawet życiowy.



Na całe życie.


Całe.


Nie ćwierć

Nie ułamek

Nie pół.


Całe moje życie.





I znów ta bezsilność obok mnie.

Zaraz pod.

I nade mną.

W przeszłości.


I w sytuacjach, których się jeszcze nie znalazłem.


O których teraz nawet nie myślę.


Czas zbyt szybko mija.

Momentami zaczyna mnie wyprzedzać.

A ja cofam się stojąc w miejscu.

Może czegoś zapomniałem zabrać ze sobą.

Może nawet zawrócę, żeby to wszystko...

żeby chociaż część tego wszystkiego pojąć.





Ale kim ja jestem?


Napewno nie sobą.

I nie będę.

Sam nie wiem jaki byłem.

A jaki będę.

Być może to po części zależeć będzie ode mnie.




Przychodzi do mnie wrażenie.

Że wbrew temu wszystkiemu.

A może nawet na złość.

Kończę się.



I nic nie będzie takie samo.
Nawet podobne.
Nic już nie będzie.

Tak jak mnie.




Przechodząc nie wiem nawet gdzie, kiedy.
A jednak sam ze sobą.
Ze sobą, będącym już zupełnie kimś innym.


Zobaczę czego dokonałem ja.

Choć może już bardziej on.

Ten dawniej.

Będący już zamierzchłą przeszłością.

Zakurzony, ale podobnie jak ja.

Samotny.






To się nie zmieni.


Próbowałem.



Nie chodzi o to ilu ludzi jest obok mnie.

Tylko o tych, którzy w chwilach zwątpienia i bezsilności podali mi
dłoń.

Tych, którzy starali się zrozumieć.




A więc samotny.




Tak często to powtarzam.

Tylko po to, by się do tego przyzwyczaić.

Tylko po to, by to pokonać.

W najdogodniejszym momencie.



Po prostu próbować.


Nic już stracić nie można.




I te oczy.

Spojrzenia.


Kto widzi w nich więcej niż inni, skazany jest na cierpienie.





Nic Cię nie ocali.


Nawet to, że z całego serca pragniesz żyć...






Kiedy się smuci...
Właśnie wtedy zaczyna widzieć te cztery ściany.
Sufit i podłogę.

I to, że wcale nie są kolorowe.

Dopiero wtedy pojmuje sens wielu niewypowiedzianych nawet słów.

Słów przecież niepotrzebnych.



Ma oczy i widzi co dzieje się dookoła.


A posądzają go o to, że nic go nie obchodzi.

Tylko jaki jest sens działania?

Działania skazanego na niepowodzenie.




Jest?



Więc próbuje uchronić najbliższych

przed samym sobą.


Potrafi kochać?


Potrafił?


Ja potrafię?



ja?





tylko ja?




To przecież żadna sztuka

stanąć nad przepaścią i skoczyć.


To tylko ułamek sekundy.


Całe życie?

Wiele lat?


To jest dopiero...




...ale ja nigdy nie byłem artystą.





Tylko małym punktem w oddali.
Jednym spośród tak wielu.



Co z tego, że mój umysł tworzy tak skomplikowane obrazy?

Skoro sam niekiedy nie mogę ich pojąć?


Nie pójdą w Sotheby's za miliony.


Pozostaną we mnie.


Tylko na jak długo?


To nie włosy i paznokcie, które rosną po śmierci.



To tylko.


Nic, prawdę mówiąc.


Ktoś mi coś o nich powie?

Nic.


Nikt o nich nie wie.

I nie zobaczy ich.


Działania bez jakiegokolwiek skutku, są niczym.

Tak jak gdyby ich wcale nie było.


Tak jak ja.


Którego wcale nie ma...
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar