Nigdy wcześniej nie miałem kontaktu z tym zespołem, ale przeglądając różnorakie portale muzyczne kilkakrotnie natknąłem się na tą nazwę, słysząc pochlebne opinie. Nie ukrywam, że zaostrzył mi się apetyt na Grzybogłowych i koniecznie chciałem zapoznać się z tym co grają.
Po przesłuchaniu "Savior Sorrow" muszę niestety przyznać, ze moje oczekiwania wobec zespołu były trochę wygórowane. To co usłyszałem, to niezły, dobrze zagrany modern metal gdzieś z pogranicza Pantery z okresu "Vulgar ..." a Meshuggah z odrobinką tego co gra Godsmack. Zespół ani nie czaruje takimi pomysłami jak Pantera, ani taką techniką jak Meshuggah, ani nawet chwytliwością Godsmack. To co słyszymy, to generalnie krzyczany wokal (coś z pogranicza Anselmo/Kidman), dosyć chwytliwe, ciężkie riffy, które już gdzieś słyszeliśmy oraz bardzo dobra praca sekcji (perkusista gra bez żadnych wspomagaczy i udogodnień). Muszę jednak przyznać, że całość jest przemyślana, utwory cechują się sporą różnorodnością (mamy kawałki cięższe, bardziej brutalne jaki bardziej melodyjne) i niewiele można zespołowi zarzucić.Jedynym minusem jaki dostrzegam w "Savior Sorrow" to trochę schowane gitary - czasami się aż prosi to mocne przyłożenie, a efekt jest co najwyżej średni. Choć Mushroomhead jest zespołem dobrym, to istnieją zespoły, które są po prostu od niego lepsze. Odniosłem trochę wrażenie, że zespół próbuje dogodzić każdemu, znaleźć "złoty środek" w tym co gra - wychodzi to nawet nieźle, tylko żeby jeszcze było to podparte lepszymi pomysłami.
Wydawca: Megaforce Records (2006)