Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Municipal Waste - Massive Aggressive

Czas, który upłynął od poprzedniego wydawnictwa Municipal Waste, utwierdził mnie w przekonaniu, że to nie jest zwykły zespół, lecz potężna thrashowa machina, a raczej monstrum o niezwykłej sile rażenia, które jak tornado raz na jakiś czas robi spustoszenie. Jest naprawdę o czym mówić, bo tryb pracy mają tytaniczny i szczerze mówiąc mało mają konkurentów, bo gdzie znajdziemy szaleńców co pociągną kilka dużych kapel utrzymując płytowy i koncertowy full service? To trzeba naprawdę kochać.
Członkowie zespołu to nie byle grajki. Trzon zespołu to Dave Wittie, jeden z najbardziej rozchwytywanych i wszechstronnych perkusistów, który zdążył przez kilkanaście lat wyrobić status legendy i szalonego nowatora jazz i grindcore. Wystarczy przytoczyć tutaj kilka nazw: Discordance Axis, Burnt By The Sun, Melt Banana czy Human Remains. Druga postać to charyzmatyczny basista Philip "Landphil" Hall, którego poczucie humoru zaowocowało projektem Cannabis Corpse. I chociaż można wiele pisać o tym co się dzieje w obozie Municipal Waste, to jak można się skupić na działalności wszystkich na raz? Oni dają radę.

Wracając do samego albumu, to już po pierwszym wysłuchaniu poprzedniego "Art Of Partying" powiedziałem, że przyszedł ten czas kiedy światełka gwiazd gasną, a nadeszła nadzieja na porządną lutę w ryj z gwarancją, że dobry thrash jest w zasięgu pięści. Teraz kolejna luta i już wiem kto rządzi na tym podwórku. 13 porządnych ochłapów mięcha ciętych brzytwą, przy których Slayer jest jak zespół pieśni i tańca w domu spokojnej starości.

Dobre i zgrane kompozycje, bez sterylnej metalurgii, chirurgii plastycznej i nadętej wirtuozerki. Czysty żywioł i tempo wprawiają nóżki i rączki do tańca, że aż chce się żyć. Nie chcę tu wyróżniać utworów na lepsze i na gorsze, bo jest tutaj zupełnie inaczej niż na poprzednich płytach. Jest więcej melodii, zgniłej i toksycznej jak oddech Lemmy'ego. To dobre porównanie, bo motoryka i punkowa forma jest tutaj siłą napędową, a energia to wulkan, choć jest to na pewno album wolniejszy, bardziej surowy i brudny. Klasycznie pozostały miejsca na dobre i mocne chórki, które nie są już tak wykrzykiwane, lecz nadają dobre tło pod kawałki.

Szczerze mówiąc jestem mile zaskoczony, bo zupełnie inaczej wyobrażałem sobie tę produkcję. Bałem się wielkiego sukcesu zespołu, a raczej jak to wpłynie na ich muzykę. Nie ma co ukrywać, że Municipal Waste jest asem wytwórni Earache i może pozwolić sobie na nagranie kosztownych produkcji, lecz cieszę się, że się myliłem, bo jednak ten album udowodnił, że chłopaki mają własną misję, którą na pewno nie jest kariera.

Patrząc na ostatnie albumy wielkich metalowych tytanów, czasem się zastanawiam czy to fortuna, czy lenistwo pokazało, że nie mam ochoty czekać na nowe produkcje tuzów. Na Municipal Waste poczekam zawsze.

Tracklista:

01. Masked By Delirium
02. Mech-Cannibal
03. Divine Blasphemer
04. Massive Aggressive
05. Wolves Of Chernobyl
06. Relentless Threat
07. The Wrath Of The Severed Head
08. Upside Down Church
09. Shredded Offering
10. Media Skeptic
11. Horny For Blood
12. Wrong Answer
13. Acid Sentence

Wydawca: Earache Records (2009)
Komentarze
Harlequin : Baaaaaaardzo fajna recenzja :) tyle, że muzyka Municipal Waste w o...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły