Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Melechesh - Emissaries

Melechesh na przestrzeni 20 lat wyrobił sobie bardzo silną markę i to nie tylko wśród fanów bliskowschodnich zespołów. Nie można się dziwić czemu tak jest, wszak mamy tu do czynienia z muzyką nietuzinkową, ciekawą i niezwykle świeżą. Dziwi zatem fakt, że nikt z naszej Darkplanetowej ekipy, nie pokwapił się żeby napisać cokolwiek o tych Izraelitach(a właściwie Holendrach, gdyż już od lat nie mieszkają w swojej ojczyźnie). A z racji tego, że ostatnio ten materiał wpadł w moje ręce to czuję się wręcz zobowiązany do tego, by napisać kilka słów o tym zespole. Poza tym jestem to winien temu materiałowi, bo to co usłyszałem na "Emissaries" wprowadziło mój narząd słuchu w stan bliski ekstazie.

Choć tematyka w jakiej porusza się zespół niczym nowym nie jest(historia Mezopotamii, mitologia sumeryjska itd.), to jednak sposób w jaki to przekazują jest niezwykle intrygujący i świeży. Jeśli jednak nazwa Melechesh, nie u każdego z was wywołuje bicie dzwona Zygmunta spieszę z wyjaśnieniami. Muzyka zespołu to połącznie black i death metalu z wpływami bliskowschodniego folkloru. "Czyli coś jak Nile?" - ktoś pomyśli. Nie do końca, gdyż wszyscy wiemy, że Nile to w głównej mierze techniczny brutal death metal, w którym bliskowschodnie zagrywki stanowią tylko tło. Mimo iż chłopakom z Melechesh nie można odmówić technicznych umiejętności, to ci jednak stawiają głównie na klimat, przez co muzyka jest zdecydowanie bardziej melodyjna i mniej ciężka niż ta Amerykanów. Zresztą wystarczy posłuchać choćby jednego kawałka napisanego przez Ashmediego i spółkę by od razu zauważyć, że to zupełnie inna kategoria wagowa, dlatego porównywanie tych dwóch zespołów mija się z celem.

No dobra, skoro wtajemniczanie niewtajemniczonych mamy już za sobą, to pora wreszcie coś napisać o materiale zawartym na "Emissaries". Ten jest zdecydowanie bardziej dopracowany i mniej surowy od poprzednich dokonań grupy, mimo że nie odbiega za bardzo od tego, co można było usłyszeć wcześniej. Cała płyta jest wręcz wypełniona orientalnymi riffami, black metalowym przypierdolem, wyjątkowo wysokim skrzekiem, a także fragmentami tekstu śpiewanymi w bliskowschodnim języku. To wszystko jest tak genialnie ze sobą zgrane, że "Emissaries" to niemalże istne arcydzieło na rynku metalowym.

Każdy zawarty na tym krążku utwór to zupełnie inne doznanie, które grupa próbuje nam przekazać. Jak słowo daję - tak różnorodnego materiału nie słyszałem już chyba dawno. Nie ma tu mowy o wtórności czy łojeniu tego samego, a co najwyżej o konsekwentym podążaniu wytyczonymi przez siebie ścieżkami, które zespół wybrał na początku swojego istnienia. Poziom gry gitarzystów jest naprawdę wyśmienity. Mamy tu całe masy zmian temp - z ciężkich i walcowatych zagrywek, poprzez szybkie i jadowite, ale choć potrafią pisać niesamowite kompozycje, to jednak muszę się przyczepić do warstwy solówkowej. Tych nie ma za wiele, lecz gdy się już pojawiają to... no cóż dupy nie urywają. Z drugiej strony nie wydaje mi się nawet, żeby chłopaki przykładali wielką wagę do tego aspektu, więc możecie to potraktować jak zwykłe czepialstwo z mojej strony;). Przyczepić nie można się natomiast do pracy perkusisty, który wylewa z siebie siódme poty dając nam całą plejadę blastów, walcowatych zagrywek jak i tych "normalnych". A jak brzmienie? To po prostu jest niszczące. Mimo iż jest nowoczesne, to jednak ma w sobie odpowiednio dużo głębi i brudu. Gitary mają w sobie bardzo dużo mięcha, a przy tym brzmią naturalnie, więc możecie zapomnieć o świecącym i sterylnym brzmieniu. Dodajcie do tego wspomniane orientalne klimaty, wywołujące ciary przyśpiewki i skrzek wokalisty a wyjdą takie majstersztyki jak: "Rebirth of the Nemesis", "Ladders to Sumeria", mój osobisty faworyt "Double Helixed Sceptre" i instrumentalny "The Scribes of Kur".

Tym właśnie dla mnie jest "Emmisaries" - majstersztykiem takiego grania. Na tej płycie dzieje się tak dużo, że ta recenzja i tak nie odda w pełni tego, co usłyszałem wkładając krążek do czytnika. Wszystko tu jest niemal dopracowane do perfekcji - nie ma niepotrzebnej zagrywki, nie ma ani jednego złego czy nie pasującego do całości kawałka. Chłopaki doskonale wiedzieli co chcą nagrać i nie spieszyli się niepotrzebnie z wydaniem tego materiału. Ciężka praca, chęć doszlifowania i mnóstwo serca włożonego w ten album, opłaciło się bo "Emissaries" to płyta całkowicie bezbłędna i świeża, która może nie wytycza nowych ścieżek, ale na pewno może dać inspiracje młodym zespołom. Już to pisałem wyżej, ale powtórzę po raz ostatni - "Emissaries" to majstersztyk!

Ocena: 10/10

1.Rebirth Of The Nemesis
2.Ladders To Sumeria
3.Deluge Of Delusional Dreams
4.Touching The Spheres Of Sephiroth
5.Gyroscope
6.Double Helixed Sceptre
7.The Scribes Of Kur
8.Leper Jerusalem
9.Sand Grain Universe
10.Emissaries & The Mysterium Magnum
11.Extemporized Ophthalmic Release

Wydawca: Osmose Productions(2006)

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły