Idalia Jagodzińska jak co wieczór zapaliła lampeczkę przed świętym
obrazem, z którego zezowała na nią błękitem swych namalowanych oczu Matka
Boska, po czym z ciężkim plaśnięciem opadła na tłuściutkie kolana i
pogrążyła się w modlitwie. „Ojcze nasz któryś jest w niebie” wymamrotała starucha i mechanicznie wypowiadając kolejne słowa
pogrążyła się w rozmyślaniach nad bezsensem egzystencji sąsiadów spod
piątki.
- Bezbożniki jedne, antychrysty, księdza po kolędzie nie wpuścili, do kościoła nie chodzą, po cóż coś takiego na bożym świecie żyje? I dzieciąteczko niewinne na antychrysta wychowują... Ale pomsta boża ich dosięgnie! – pomyślała mściwie – i wtedy się opamiętają. Tyle, że wtedy będzie za późno. W dniu sądu ostatecznego postawi ich Bóg Ojciec po swojej lewicy i ryknie niczym lew – A wy psiekrwie! Za życia to się we mnie wierzyć nie chciało a teraz do nieba chceta? Won do piekła! Ale już! Żebym ja was więcej na oczy nie oglądał!Zaś do Idalii, stojącej po prawej stronie rzecze Pan – No co Idalka? Namęczyłaś się za życia, oj namęczyłaś! W kolejkach stałaś, dzieci piątkę na prawych chrześcijan odchowałaś, a mąż to ci regularnie ślipia podbijał. Pójdźże mizeroto w niebiańskie progi.
Tu przed Idalią roztoczyła się wizja rozkoszy niebiańskich, w których będzie uczestniczyć – przebywanie w obecności apostołów i świętych, śpiewy w anielskim chórze, wieczna szczęśliwość i grzanie się w cieple łaski pańskiej. A niebo śliczne takie – stada zbawionych w śnieżnobiałych szatach i z palmami w ręku, przefruwające tu i ówdzie archanioły, różowo-błękitne chmurki i pląsające wśród nich golutkie kupidyny.
- Tfu, ty stara zbereźnico, o czym ty myślisz?! Jakież znowu golutkie kupidyny?!– skarciła samą siebie starucha. Toć żadnych kupidynów tam nie będzie. Będzie za to matuchna przenajświętsza, zbawienie grzeszników, pani niepokalana, przeczysta lelija.
- Święta Mateńko, jakżeś ty piekna i dobra! – pomyślała tkliwie starucha i nabożnie uniosła oczy ku wiszącemu na ścianie obrazowi. Lecz cóż to? Czyżby się Idalii zdawało, czy też Matka Boża łypnęła na nią z obrazu?
- Sen mara, Bóg wiara! – wyszeptała strwożona przywidzeniem baba, przeżegnała się i raz jeszcze uniosła wzrok ku malowidłu na ścianie. Wzrok jej nie zawiódł – postać na obrazie zaczęła się poruszać!
Jako pierwsze ożyły oczy, które zaczęły mrugać, a także wyjątkowo nieprzystojnie zezować - to zbieżnie, to rozbieżnie. W ślad za oczami namalowanej postaci poszedł nos. Nos ów kilkakrotnie głośno wciągnął powietrze, po czym zaczął węszyć, niczym niuchacz łownego wyżła.
Co działo się dalej Idalia nie zobaczyła, bo po prostu zemdlała i padła jak naleśnik na podłogę. Może to i dobrze dla staruchy, że straciła przytomność, bo Matka Boska na obrazie zaczęła zachowywać się coraz bardziej nieprzystojnie. Ziewnęła sobie głośno, wywaliła z ust długaśny jęzor, po czym wyciągnęła w przestrzeń pokoju pazurzastą łapkę, urwała Idalii nogę i z lubością zaczęła ją obgryzać. Święta matuchna musiała być bardzo wygłodzona, bo gnaty tylko trzaskały jej w zębach!
Po zakończonym posiłku (cała noga została pożarta) Matka Boska przeciągnęła się, kilkakrotnie łypnęła oczami, po czym znieruchomiała w poprzedniej pozie. A nieszczęsna Idalia Jagodzińska wykrwawiła się na śmierć i została znaleziona dopiero po tygodniu, kiedy zapach rozkładu zaalarmował sąsiadów staruszki, że mogło stać się z nią coś złego.
Jeśli zaś chodzi o święty obraz – to trafił on jako scheda po nieboszczce do jednej z jej córek. Wisi sobie teraz w honorowym miejscu na ścianie i ukrasza pokój, bo to całkiem ładne malowidło :)
Alpha-Sco : "Nie będziesz tworzył rzeźby ani żadnej podobizny tego, co jest w gó...
Violator : nagroda Darwina dla tej babci :lol: naprawde swietne opowiadanko tylk...
Arha : Całkiem niezłe, daje do myślenia!!! Ja na przykład intensywnie myś...