Jeden ibuprohen, jeden diclofenac, połówka doltardu, na rączkę plasterek
z tramalem. Sevredol oszczędzam na deser do obiadu. Z resztą gdybym go
brała rano mogłabym przegapić obiad i kolację, i następne śniadanie.
Zdarzyło się już. Po prostu nie mogę się oprzeć małej, różowej tabletce.
Świeczka dla Czarnej Madonny, kadzidełko dla Buddy, miska owoców dla bogów wschodu, a wieczorem komunia święta u Boga Jedynego. Bo każdy jest jedyny i wyjątkowy. Również Bogowie.Włosy...czerwone, albo nie blond. Oczy... zielone... z kocimi źrenicami. Paznokcie... bardzo długie i kolorowe.
Internista dla pięknych oczu, ortopeda dla zmysłowego głosu, onkolog taki miły i pani doktor od medycyny paliatywnej, bo zawsze chciałam spróbować z kobietą.
Tylu ich jest. Bogów, lekarzy, perukarzy, kosmetyczek, farmaceutów, pocieszycieli, wszystkowiedzących, zdrowych, szczęśliwych, uśmiechających się, trzymających się życia, zapewniających: "będzie lepiej!", "będziesz żyć(jak nie teraz to po śmierci)". I tylko ja jedna, która chcę umrzeć i mieć święty spokój.