Zespołu KISS fanom rocka przedstawiać chyba nie trzeba. Można nie lubić ich zabaw w "przebieranki", ale słynne makijaże i kostiumy trwale zapisały się w kanony rocka. Obiektem mojej recenzji będzie drugie dzieło formacji o tytule Hotter Than Hell. Sprawą, która od razu rzuca się w uszy to niesamowita wprost surowość brzmienia. Już od pierwszych sekund albumu słyszymy pewną płytkość, a szybko zauważamy "plastikową" jak dla mnie perkusję.
Ale można to wybaczyć. Po pierwsze dlatego, że panowie z KISS dopiero zaczynali swoją karierę, a po drugie dlatego, że nie możemy zapominać, że jesteśmy w roku 1974, w którym bogactwo dźwięku wcale nie było bardzo oczywiste.KISS nie byłby sobą gdyby nie stworzył krążka łatwego w odbiorze i przebojowego (przemilczmy album Music From "The Elder"). Nie inaczej jest w przypadku opisywanego albumu. Dominuje tu imprezowy klimat, który naprawdę udziela się słuchaczowi. Każdy kto z KISS-em spędził trochę czasu przyzna, że zwłaszcza pierwsze płyty mają w sobie wręcz karnawałowe, niezwykle radosne nastroje. Faktycznie, muzyka zawarta na albumie to skoczny i lekkostrawny amerykański rock and roll, dość typowy dla tamtych czasów. Wszystko okraszone rzetelnym riffowaniem, a przy tym niepodzielnie króluje tu prostota. Oczywiście, solówki mogą zaciekawić, a odpowiedzialnemu za nie Ace'owi Frehley'owi nie ujmuję kunsztu, ale w muzyce KISS chodziło o proste trafianie do odbiorcy. Jeśli chodzi o utwory, które wyłamywały się z wszechobecnego tu żywiołowego "łojenia" nie da się zapomnieć o balladzie Goin' Blind. W przyszłości, KISS stworzy wiele naprawdę urzekających, rockowych pościelów. Opisywana ma uporczywie powtarzany tekst, melancholijną partię gitar i fajny klimacik. Utwór Watchin' You jest średnio-szybki i dość kanciasty, a zamykający longplay Strange Ways zawiera człapiący rytm i ostre riffy. Cała reszta to jednak radosne, wdzięczne i bardzo lekkostrawne granie, uwzględniając tu takie hity jak Hotter Than Hell, czy Let Me Go Rock n Roll.
Ogólnie rzecz biorąc - album jest udany. Może czasem przeszkadzać ta surowość, ale muzykom udało się przede wszystkim stworzyć spójne dzieło. Wszystkie piosenki są przynajmniej fajne do słuchania, nie ma wypełniaczy, albo ciężkostrawnych kompozycji. Mamy krótki, solidny i przyjemny w odbiorze krążek. Czyli tak jak powinno być.