Dziś już zostało nas niewielu, nie pamiętam już, kiedy ostatni raz rozmawiałem z innym inkubem. A pomyśleć że były nas tysiące! Żyliśmy w każdym domu, w którym znajdowały się kobiety, po dwóch, po trzech, po pięciu – dokładnie tylu ile było w nim mieszkanek. Dnie przesypialiśmy na rozgrzanych od słońca strychach, nocami nawiedzaliśmy w snach damy naszego serca. Dziwi was że tak o nich mówię: damy serca? Ależ tym właśnie były – stale o nich marzyliśmy, a noc spędzona z daleka od nich była nocą straconą. Miały nad nami absolutną władzę i nieprawdą jest to, co głoszono w kościele – że inkub jest w stanie opętać kobietę z własnej inicjatywy i ochoty. Cóż za potwarz! Przecież przychodziliśmy do nich wyłącznie wtedy, gdy nas wzywały. Przynosiliśmy z sobą sny, które pomagały im znieść straszną rzeczywistość dnia, morderczą pracę w domu, wrzask dzieci, połajanki i ciężki kij męża. To my odpędzaliśmy od ich łóżek strzygi i wampiry, chroniliśmy je od złośliwych figli domowych skrzatów, które wcale nie są łagodnymi i przyjaznymi człowiekowi istotami, za jakie zwykło się je uważać. Niejedno dziecko udusiło się we śnie przez takiego skrzata, z powodu rzuconej na twarz poduszki lub ciężkiego koca. A ludzie nadali tym potworom taką miłą nazwę – krasnoludki i uwiecznili je w baśniach i legendach!
c.d.n