O istotach należących do mojego gatunku w dwudziestym pierwszym wieku
już prawie zupełnie zapomniano. A jeszcze przed kilkuset laty, na nasze
wspomnienie niewiasty doznawały szybszego bicia serca, którego nie
umieli wywołać w nich właśni mężowie – w większości gbury i prostacy,
nie rozumiejący subtelności kobiecej duszy.
Dziś już zostało nas niewielu, nie pamiętam już, kiedy ostatni raz
rozmawiałem z innym inkubem. A pomyśleć, że były nas tysiące!
Żyliśmy w każdym domu, w którym znajdowały się kobiety, po dwóch, po
trzech, po pięciu – dokładnie tylu ile było w nim mieszkanek. Dnie
przesypialiśmy na rozgrzanych od słońca strychach, nocami nawiedzaliśmy
w snach damy naszego serca.
Dziwi was, że tak o nich mówię: damy serca? Ależ tym właśnie były – podziwialismy je, marzylismy o nich, a noce spędzona z daleka od nich były nocami smutku. Miały nad nami absolutną władzę i nieprawdą jest to, co głoszono w kościołach – że inkub jest w stanie opętać kobietę z własnej inicjatywy i ochoty. Cóż za bzdura! Przecież przychodziliśmy do nich wyłącznie wtedy, gdy nas wzywały. Przynosiliśmy ze sobą sny, które pomagały im znieść straszną rzeczywistość dnia, morderczą pracę w domu, wrzask dzieci, połajanki i ciężki kij męża. To my odpędzaliśmy od ich łóżek strzygi i wampiry, chroniliśmy je od złośliwych figli domowych skrzatów, które wcale nie są łagodnymi i przyjaznymi człowiekowi istotami, za jakie zwykło się je uważać. Niejedno dziecko udusiło się we śnie przez takiego skrzata, z powodu rzuconej na twarz poduszki lub ciężkiego koca. A ludzie nadali tym potworom taką miłą nazwę – krasnoludki i uwiecznili je w baśniach i legendach! Znałem kiedyś jednego skrzata, nazywał się Titelitury. Był tak przepełniony złem, że nienawidzili się go nawet członkowie jego własnego plemienia.
Niechętny ludziom, całe dnie knuł jak by im dokuczyć, sprawić ból. Kiedy otaczali go słuchacze uwielbiał opowiadać, jak to kiedyś, w czasach swojej świetności omamił młodą wieśniaczkę, która marzyła o tym że nauczy się prząść złoto ze słomy. Biedna, nie zdawała sobie sprawy jak drogo przyjdzie jej za tę naukę zapłacić. Titelitury zawarł z nią umowę, w myśl której po zakończeniu nauki wieśniaczka miała trzy dni spędzić w jego podziemnej grocie. Kiedy z niej w końcu wyszła miała obłęd w oczach i nie mogła mówić, choć fizycznie nic jej nie dolegało. Raziel, inkub, który bardzo ją kochał, mówił mi, że w żaden sposób nie może przeniknąć do snu dziewczyny. Musicie wiedzieć że dla nas niemożność kontaktu z ukochaną osobą przynosi straszny ból. Nie każdy inkub umie taki ból znieść, w każdym razie Raziel nie umiał. Udręka, spowodowana oddaleniem od kobiety tak go wyniszczyła, że popełnił samobójstwo. Bardzo mi go brakuje, był moim najblizszym przyjacielem. Jeśli chodzi o mnie, to chyba miałem przez całe życie szczęście – aż do teraz nigdy nie byłem sam, zawsze znalazła się jakaś kobieta, która mnie potrzebowała.
Moja ostatnia ukochana odeszła do krainy, którą ludzie nazywają niebem zaledwie kilka dni temu. Miała osiemdziesiąt pięć lat, była sparaliżowana i mieszkała w domu starców. Byłem przy niej, kiedy umierała, być może nawet mnie widziała, bo w momencie, kiedy odchodziła obróciła się w moim kierunku i uśmiechnęła. Tak strasznie chciałbym, żeby ten ostatni uśmiech był właśnie dla mnie! Nie wiem, czy znajdzie się jeszcze kobieta, która przywoła mnie do siebie w sennym marzeniu, pozwoli się dotknąć, otworzy na moje pieszczoty. Mogę mieć tylko taką nadzieję...
Jest zimno, nikt mnie nie woła, pora zasnąć.
Dziwi was, że tak o nich mówię: damy serca? Ależ tym właśnie były – podziwialismy je, marzylismy o nich, a noce spędzona z daleka od nich były nocami smutku. Miały nad nami absolutną władzę i nieprawdą jest to, co głoszono w kościołach – że inkub jest w stanie opętać kobietę z własnej inicjatywy i ochoty. Cóż za bzdura! Przecież przychodziliśmy do nich wyłącznie wtedy, gdy nas wzywały. Przynosiliśmy ze sobą sny, które pomagały im znieść straszną rzeczywistość dnia, morderczą pracę w domu, wrzask dzieci, połajanki i ciężki kij męża. To my odpędzaliśmy od ich łóżek strzygi i wampiry, chroniliśmy je od złośliwych figli domowych skrzatów, które wcale nie są łagodnymi i przyjaznymi człowiekowi istotami, za jakie zwykło się je uważać. Niejedno dziecko udusiło się we śnie przez takiego skrzata, z powodu rzuconej na twarz poduszki lub ciężkiego koca. A ludzie nadali tym potworom taką miłą nazwę – krasnoludki i uwiecznili je w baśniach i legendach! Znałem kiedyś jednego skrzata, nazywał się Titelitury. Był tak przepełniony złem, że nienawidzili się go nawet członkowie jego własnego plemienia.
Niechętny ludziom, całe dnie knuł jak by im dokuczyć, sprawić ból. Kiedy otaczali go słuchacze uwielbiał opowiadać, jak to kiedyś, w czasach swojej świetności omamił młodą wieśniaczkę, która marzyła o tym że nauczy się prząść złoto ze słomy. Biedna, nie zdawała sobie sprawy jak drogo przyjdzie jej za tę naukę zapłacić. Titelitury zawarł z nią umowę, w myśl której po zakończeniu nauki wieśniaczka miała trzy dni spędzić w jego podziemnej grocie. Kiedy z niej w końcu wyszła miała obłęd w oczach i nie mogła mówić, choć fizycznie nic jej nie dolegało. Raziel, inkub, który bardzo ją kochał, mówił mi, że w żaden sposób nie może przeniknąć do snu dziewczyny. Musicie wiedzieć że dla nas niemożność kontaktu z ukochaną osobą przynosi straszny ból. Nie każdy inkub umie taki ból znieść, w każdym razie Raziel nie umiał. Udręka, spowodowana oddaleniem od kobiety tak go wyniszczyła, że popełnił samobójstwo. Bardzo mi go brakuje, był moim najblizszym przyjacielem. Jeśli chodzi o mnie, to chyba miałem przez całe życie szczęście – aż do teraz nigdy nie byłem sam, zawsze znalazła się jakaś kobieta, która mnie potrzebowała.
Moja ostatnia ukochana odeszła do krainy, którą ludzie nazywają niebem zaledwie kilka dni temu. Miała osiemdziesiąt pięć lat, była sparaliżowana i mieszkała w domu starców. Byłem przy niej, kiedy umierała, być może nawet mnie widziała, bo w momencie, kiedy odchodziła obróciła się w moim kierunku i uśmiechnęła. Tak strasznie chciałbym, żeby ten ostatni uśmiech był właśnie dla mnie! Nie wiem, czy znajdzie się jeszcze kobieta, która przywoła mnie do siebie w sennym marzeniu, pozwoli się dotknąć, otworzy na moje pieszczoty. Mogę mieć tylko taką nadzieję...
Jest zimno, nikt mnie nie woła, pora zasnąć.