Kocham te rzadkie chwile, gdy jestem sama w mieszkaniu, kładę się na dywanie, zamykam oczy i słucham...odgłosów miasta...
...gdzieś
wyje karetka...
krzyczy dziecko...
dzwoni tramwaj...
trąbi klakson samochodu...
szczeka pies...
ćwierkają ptaki...
ktoś...
trzepie dywan...
hałasuje wiertarką...
kogoś woła...
schodzi po schodach...
I zaczynam myśleć, że ten pozorny chaos w rzeczywistości układa się w system, gdzie każdy intuicyjnie podąża obraną drogą w taki a nie inny sposób, a nawet przypadkowość wykazuje tendencję do cykliczności.
System... Ludzie tak niechętnie się z nim utożsamiają, a zabarwienie pejoratywne praktycznie jest w dzisiejszych czasach przypisane do tego słowa na stałe. System - schemat, rutyna, porządek, układ, zbiór reguł i zasad, manifestacja ładu, organizacja, logika, prawidłowości...
Nikt nie chce być trybikiem w wielkiej machinie napędzanej żądzą władzy i chciwości dla pozorów uzyskania "wiekszego dobra" ogółu kosztem "mniejszego zła". Dwulicowość - system jest dobrem i jest złem, ma plusy i minusy; potrafi mobilizować do działania, chronić, przestrzegać... i potrafi zwalczać, zniewalać, zakazywać...
Jak się w tym wszytkim znaleźć? W wieloznaczności wartości, idei, symboli? Jak nie zatracić indywidualizmu będąc tylko pojedynczą komórką, zakończeniem nerwowym, pęcherzykiem, małym elementem, kroplą w oceanie? Czy jest sens modyfikować system od dołu? To tak jakby kazać rzekom płynąć pod prąd - siła wyższa i tak wygrywa, jednak.... A jednak są takie przypadki, gdy tak nie jest, ba... nawet bywa wbrew powszechnie przyjętym prawom natury!
W takim razie - skąd wiemy, jakie są naprawdę naturalne prawa? Ludzie ubrali w słowa, zamknęli w klatkach znaczeń wiatr, wodę, ziemię, ogień. "Kazali" żywiołom przyciągać podobne i odrzucać przeciwieństwa, "kazali" im wiać, płynąć, erodować, spalać się, wprawili w ruch zantropomorfizowane symbole i....stworzyli bogów...
A że ludzie mają tendencję zarówno do analizy jak i syntezy znaczeń, wkrótce powstał ten jeden jedynie prawdziwy według nich twórca systemu, który zarządza nim znad piramidy przydzielonych jednostkom zadań, znad globalnego grafu połączeń między nimi.
A jest się co łączyć, tyle samo co dzielić. Ale czy można się łączyć i dzielić jednocześnie? W ramach bardziej ogólnego, wyżej usytuowanego w hierarchii systemu - chyba tak. Choćby zwolennicy dwóch konkurujących ze sobą klubów sportowych potrafią się razem dogadać w wyższym celu, kiedy to z systemu lokalnego przechodzą na poziom międzynarodowy.
A co ma powiedzieć jednostka asystemowa? Czy da radę uciec od systemu? Tak, ale jedynie w inny, o odmiennej organizacji (często pozornej dezorganizacji) system - nie można przecież odrzucić systemów naturalnych, a izolując się od sztucznych, wypełniamy jego zewnętrzne otoczenie, które chcąc nie chcąc - wpływa nań i z niego wypływa.
Nie ma ślepych uliczek w sieci relacji. Albo...nie może ich być. Za to zapętlić sie czasem nie jest problemem, zwłaszcza gdy nie uświadamiamy sobie zdolności do zmienności proporcji, odległości i natężenia relacji w systemie.
Następne słowo: struktura... brzmi tak samo "drętwo", skostniale i nieprzyjemnie jak system. Wydaje się, że w ogóle nie ma w nim nic miłego dla zmysłów. Czy można czerpać przyjemność z systemu? A jakże - ludzie tak kochają przewidywalność, która daje im poczucie bezpieczeństwa i pozornej władzy. O wiele pewniej się czujemy przecież z parasolem w ręce wychodząc z domów, niż bez, gdy wiemy, że prognoza pogody zapowiedziała deszcz. Ale z drugiej strony - czy nie lepsza przyjemność w złamaniu systemu - gdy zamiast deszczu mamy słońce?
I tu nasuwa się kwestia łamania schematów. Ktoś powie: schemat to nie system. Owszem, bo system to o wiele bardziej ogólne pojęcie, abstrakcyjne w swojej logice, symboliczne w swojej abstrakcji - zupełnie na przekór temu, co się uważa. Schemat można złamać brakiem konwencji działania, a system...zaakceptować w całości, po części, lub nie. Lecz czy możliwa jest całkowita negacja systemu? Antysystem?! Sam w sobie byby systemem o relacjach przeciwnych? I jest równie trudny do pojęcia jak antymateria. Równie krótkotrwały, kruchy, momentalny, nieuchwytny, kończący się entropią.
Spadam z nieba na ziemię. Z wyimaginowanego antystemu rozpadam się w bodźce - leżę dalej na czwartym piętrze postsocjalistycznego bloku w dużym mieście i słucham, co ma do powiedzenia świat. Słyszę, wsłuchuję się, słucham...i już prawie pojmuję...
...przeklęty dzwonek do dzwi...
...na końcu języka cisza...
amorphous : Niezły esej. Osobiście nie sądze by istniały prawa absolutyne. Nawet...