Mike Andrea dopiero pierwszy rok pracował w agencji “Detective” i już był uważany za najlepszego pracownika.Wstawał rano, wykonywał kilka ćwiczeń gimnastycznych. Faceci od planowania pogody mówili, że będzie upalnie i słaby, chłodny wiatr. Ale chyba zmienili zdanie, bo na niebie były białe chmury, a wiatru nie było wcale. Ubrał się, wziął kartę magnetyczną i pojechał windą do garażu. W 23 sektorze znalazł swój wóz. Był to dość masywny pojazd opancerzony z emitorem pola energetycznego. Wolał tę pancerkę od jakiegokolwiek pojazdu, gdyż jak dowiedział się od agencyjnego komputera, ze śmierci Mike’a ucieszyłoby się sto tysięcy osób.
Leciał powoli, ponieważ w pracy miał być dopiero około godziny dziewiątej. Włączył monitor na siedemnasty kanał, były podawane wiadomości. Nic wielkiego. Zginął znowu transportowy statek kosmiczny przewożący uran do gwiazdozbioru Vegi. Otwarto nową wystawę sprzętu alpinistycznego i odkryto nowe promieniowanie między jakimiś gwiazdozbiorami.
Przed sobą miał już budynek agencji. Zaparkował na dwunastym piętrze i pneumatyczną kabiną udał się do gabinetu szefa. Otworzyły się drzwi - dookoła otaczała go dżungla. Nagle na Mike’a skoczył ogromny tygrys. Stoczyli walkę. Mike był silny, przewrócił tygrysa na bok i związał go jakąś liną.
Nagle tygrys wsiąknął w ziemię. Dżungla zniknęła. Znajdował się w gabinecie szefa.
- Jak zwykle jesteś dobrze przygotowany na każdą sytuację - powiedział siwy pan w staroświeckim ubraniu i nacisnął jeden z przycisków wmontowanych w ogromne biurko. Ze ściany wysunął się wysięgnić podajnika z dwoma szklankami jakiegoś płynu.
- Proszę usiąść poruczniku
- Dziękuję. Co dzisiaj mamy? - zapytał Mike
- Wystaraliśmy się o sprawę z transportowcami. Słyszałeś coś o tym?
- Tak. Dzisiaj podawali w TV, że zaginął jakiś statek.
- Dwa. Leciał za nim policyjny, śledził go. Wcześniej zginęło jeszcze sześć: trzy transportowe i trzy policyjne - od razu, gdy wyleciały ze strefy kontrolnej.
- Jakie jest moje zadanie?
- Takie jak tych z policji. Tylko, że my wyposażymy cię w najnowszy typ statku. Przygotowaliśmy transportowy. Wszędzie są umieszczone czujniki. Zgłosili się już piloci. Polecisz za nimi.
- W porządku. Kiedy mam zaczynać?
- Zaraz. Pojedzie pan windą na szesnaste piętro, tam otrzyma pan instrukcje. Powodzenia!
Porucznik otrzymał instrukcje, by trzymać się około stu kilometrów za transportowcem. Wsiadł do wozu i udał się na wysokościową platformę. Wyżej nie mógł lecieć, więc wystartował małym wahadłowcem na orbitę. Stało tam trzynaście statków, jeden z nich był mniejszy. Porucznik podleciał do niego, otworzył się właz i wahadłowiec wylądował.
Gdy ciśnienie się wyrównało wszedł do kabiny pilota. Za trzydzieści sekund miał wystartować transportowiec. Mike zdjął skafander, który był mu już niepotrzebny, ale przepisy nakazywały noszenie skafandra.
Wystartował razem z innym statkiem - tym, którego miał śledzić. Gdy wylecieli ze strefy kontrolnej statek transportowy zaczął świecić. Trwało to pięć sekund, potem zniknął. Porucznik podleciał bliżej. W miejscu, w którym powinien znajdować się statek, dryfował dziwny obiekt w kształcie prostopadłościanu. Mike chciał go załadować na statek, lecz nagle coś go tknęło. Włączył aparaturę i prześwietlił obiekt promieniami x. Była to bomba neutronowa, miała wybuchnąć za trzydzieści sekund. Mike skoczył do kabiny ewakuacyjnej, nacisnął przycisk i usiadł w fotelu. Nagle poczuł, że jakaś siła przyciska go do niego. Było to pięciokrotne przeciążenie. Miał przed sobą dwa ekrany. Na prawym zbliżający się układ słoneczny, a na lewym oddalający się statek. Lewy obraz rozjaśnił wybuch. Mike szybko wstrzyknął sobie preparat anulujący skutki wysokiego promieniowania. Włączył także sygnał S.O.S. dla najbliższych obiektów. Najbliższym obiektem była boja ratownicza stacjonująca na orbicie Plutona. Wydała sygnał, by człowiek udał się w jej kierunku. Otworzył się właz, pocisk wyhamował. Mike podszedł do radia i połączył się z szefem.
Po trzech godzinach nadleciał statek, by go zabrać. W bazie zdał raport. Dowiedział się też paru rzeczy od szefa:
- Statek, który obserwowałeś wykonał manewr przestrzenny - przeniósł się do innego świata. Są u nas urządzenia potrafiące przenosić pojazdy w inny wymiar. Lecz powrócić stamtąd można dopiero wówczas, gdy tam będzie istnieć takie urządzenie. Poza tym można przypadkowo wylądować w centrum jakiejś gwiazdy. Takich więc manewrów się u nas nie stosuje.
- Ale teraz już możemy to robić, znamy przecież miejsce…
- Nie. Nie wiemy przecież, gdzie znajduje się urządzenie wrzucające nas z powrotem. Ale mam plan: towar będzie transportowany starym typem pojazdu. Ma on z tyłu dość długie anteny. W momencie, gdy statek zacznie się jarzyć przyspieszysz i przyhamujesz dopiero między antenami. W ten sposób przeniesiesz się razem z nim. Statek będzie startował jutro o 18:30. Będziesz miał do dyspozycji myśliwiec bojowy. Zbadaj wszystko i szybko wracaj. Do widzenia.
Mike wyszedł. Za pracę, którą wykonał dostał jakieś trzysta tysięcy punktów. Nie miał pojęcia z kim będzie miał do czynienia. Postanowił dobrze się uzbroić. Na peryferiach miasta mieszkał samotnie pewien człowiek. Znał go. Razem kiedyś pracowali w policji. Złożył dymisję kiedy raz nie udała mu się pewna akcja. Zginęło wtedy pięćdziesiąt osób. Od tego czasu wykonuje różne wynalazki dla przyjaciół. Mike nabył tam pas neurograwitacyjny, mały miotacz i przezroczysty kombinezon przeciw promienny.
Nazajutrz o wyznaczonej godzinie Mike wystartował. Powtórzyło się to, co za ostatnim razem, lecz zamiast uciekać przyspieszył kiedy tylko transportowiec zaczął się świecić. Światło go oślepiło, gdy przygasło zobaczył, ze znajduje się zupełnie gdzie indziej. Na podręcznym komputerze szybko określił swoje położenie według najbliższych gwiazd. Chciał sprawdzić swoje położenie we wszechświecie. Komputer z całą powagą wyjawił mu, że znajduje się nigdzie. Porucznik mało nie pęknął ze śmiechu, lecz przypomniał sobie, iż ma śledzić statek. Zauważył go i zaczął przyspieszać. Ludzie na statku też go zauważyli i wysłali ostrzegawczą rakietę. Wtedy dopiero zauważył, że zbyt szybko zbliża się do jakiejś planety. Szybko wyhamował. Wtedy zobaczył, że od strony planety zaczynają nadlatywać obiekty w kształcie kul. Zbliżały się z wielką szybkością i wytwarzały silne pole magnetyczne. Przylgnęły do statku i zaczęły go miażdżyć. Mike włączył pole energetyczne na całą moc. Mogło być włączone najwyżej przez godzinę. Szybko zabrał urządzenia, które nie składały się z metalu. Przeniósł je do wahadłowca i wystartował. Kule, które z początku były porażone energią zaczęły ją czerpać z pola energetycznego. Po pięciu minutach statek eksplodował.
Mike wylądował, wyszedł z pojazdu i sprawdził skład atmosfery - taka jak na ziemi. Napełnił zbiorniki tlenem. Sam wolał nie oddychać powietrzem bezpośrednio z atmosfery, gdyż mógł być pewien, że kryje się za tym jakaś pułapka. Wyprowadził z wahadłowca łazik. Zaczął jechać w kierunku, gdzie jak mu się wydawało powinny lądować wahadłowce ze statku transportowego. Nie mylił się. Trzy ciemne sylwetki przesłoniły niebo.
Nagle urwał mu się grunt pod nogami. Skafander został przedarty i poczuł wstrzyknięcie pod skórą jakiegoś preparatu.
Gdy odzyskał przytomność zobaczył, że znajduje się w przezroczystym pomieszczeniu, które porusza się z wielką szybkością. Pomieszczenie przyhamowało, otworzyło się jak kwiat i wyrzuciło Mike’a w górę. Znalazł się w olbrzymiej sali. Stało tam trzech ludzi w srebrzystych kombinezonach. Przed nimi stał robot.
- Gdzie ja się znajduję? - zapytał Mike.
- Jesteś w trzecim Wszechświecie na A, alfa-1 głównej bazie zarządu światów - odpowiedział mały kulistogłowy robot.
- Zarządu światów? Nie rozumiem!
- Tak. Jestem jednym z przedstawicieli prawa równowagi kosmosu. Przywróciliśmy już ją w dwóch wszechświatach, przywrócimy i w waszym. Ty nic już nie możesz zrobić. Gdy wykonasz zadanie, które ci powierzymy i tak zginiesz.
- Więc go nie wykonam!
- Zobaczymy.
Ze ściany wysunęły się dwa chwytaki i przytrzymały Mike’a. Robot podjechał do porucznika i wcisnął mu na głowę opaskę, taką jaką mięli ludzie w srebrnych kombinezonach. Potem odwrócił się i odezwał do ludzi:
- Zajmijcie się nim - po czym zniknął pod podłogą.
- Kim jesteście? - zapytał ludzi Mike.
Pokazali mu na migi, że ktoś może słyszeć. Mike pokazał im pas neuro-grawitacyjny, który nie tylko służył do przemieszczania się, ale i do zakłócania podsłuchu i podglądu.
- Jesteśmy z porwanego transportowca. Ta opaska, którą masz na głowie służy do tego, żebyś za dużo nie myślał. Gdy energia z tego - tu wskazał na pas - się wyczerpie, znowu będziemy posłuszni jak roboty.
- Więc musimy działać. Kim są te, no… zarządy równowagi?
- Jakieś podupadłe supermózgi. Kiedyś zostały tu wysłane przez ludzi. Trochę się zepsuły i niszczą teraz wszystkie cywilizacje w imię jakiejś tam idei. Ale musimy się zabrać do roboty.
- Dobra. Widzicie ten przyrząd kontrolny? Założymy na niego opaski i niczego się nie domyślą. A czym oni niszczą te cywilizacje?
- Jakąś perfidną bronią. Jest już z powrotem gotowa. Teraz tylko odmierzają, gdzie ją u nas podrzucić.
- Gdzie jest transplantator, ten do przenoszenia?
- Wszystko jest w jednej sali. mamy około piętnaście godzin czasu.
- W porzadku, prowadźcie - to mówiąc Mike opasał wszystkich neurograwitatorem.
Znaleźli się w dużej sali.
- Co trzeba zrobić, żeby to zostało unieruchomione?
- Wysadzic wszystko w powietrze.
- Jak to zrobić?
- Ustawić broń na tę planetę. Nastawimy to, żeby zaczęło działać za około sześć godzin.
- Gdzie jest mój kombinezon?
- Zniszczony.
- Co?!
- Tak, ale został jakiś komputerek.
- Uff. Tam jest zakodowane miejsce przejścia.
- Zrobione. Za sześć godzin to miejsce zniknie.
- Teraz szybko brać to urządzenie.
- Nie trzeba, jest w statku na orbicie.
- A więc do wahadłowców - powiedział Mike.
Przenieśli za pomocą pasa siebie i kilka niezbędnych urządzeń.
- Startujemy, ale na pewno to się zaraz wyda.
Gdy tylko wylądowali na transportowcu zaraz wystartowali. Oddalili się od planety i zobaczyli, że ścigają ich dwa szybkie pojazdy.
- Pełna moc - zakrzyknął Mike i usadowił się w kabinie strzelca.
Trzecią salwą trafił w jeden ze statków. Ale drugi uniknął strzałów. Do punktu przeniesienia została minuta lotu. Nagle planeta eksplodowała i zaczął się z niej wydzielać jakiś obłok.
- To antymateria - wyjaśnił jeden z ludzi w srebrzystym kombinezonie - Jeśli się nie pospieszymy, to będzie z nami koniec.
Chmura zajęła już statek, który ich ścigał. Zostało pięć sekund. Chmura się zbliżała. Została sekunda. Mike zobaczył błysk. To już koniec - pomyślał. Oślepiło go światło. Po pięciu sekundach poczuł, że żyje, i że nic mu się nie stało.
- Udało się! - krzyknął - i natychmiast skoczył do aparatury radiowej. Włączył odpowiednią częstotliwość. Odezwał się głos:
- Andrea?!
- Tak szefie, udało się. Raport i wyjaśnienia po powrocie.