Na początku lat dziewięćdziesiątych death metal wciąż święcił triumfy, ukazywało się dużo świetnych płyt i każdy starał się być najgroźniejszy i najbrutalniejszy, ale nie każdy miał szczęście z tego powodu być wezwanym do sądu. Taka historia przydarzyła się Dismember w Wielkiej Brytanii w 1992 roku, po tym jak służbom celnym nie spodobała się zawartość wwożonych do Królestwa płyt „Like An Everflowing Stream”. Sprawa ostatecznie została umorzona, ale zespołowi przysporzyła dużej reklamy. Jedna z gazet napisała o nim, że jest „indecent and obscene”, co stało się inspiracją do zatytułowania drugiego albumu.
Okładka faktycznie uderza po oczach, sporo tych obrzydliwości znajdziemy również w tekstach, choć wcale nie są one pod tym względem jakoś specjalnie ostre i raczej ukazują fantastyczne i duchowe zagadnienia niż takie, które mogłyby powodować u młodych ludzi chęć mordu i grabieży. Prawdziwa siła jednak tkwi w muzyce, a tu Dismember nie dał pola do żadnych wątpliwości. „Indecent And Obscene” to esencja szwedzkiego death metalu i jeden z jego najbardziej klasycznych przedstawicieli.
Jeżeli w ogóle istnieje coś takiego jak szwedzkie brzmienie, to jest ono właśnie dokładnie takie jak na „Indecent And Obscene”. Tłuste, ciężkie i druzgoczące. Poparte wyraźnym basem i zalane gęstą, rytmiczną perkusją. Dismember pustoszy szaleńczymi riffami, ale perkusja i bas są sprawcami nie mniejszego zamieszania i mają duży udział w kształtowaniu całości, a już perkusyjnych przejść jest tu co nie miara. Na czoło wysuwają się jednak przede wszystkim gitary, które oprócz siły, oferują także całą masę chwytliwych melodii i solówek. Jest to gitarowy majstersztyk, może nie jakiś bardzo wirtuozyjny, ale uderzający, porywający i dopasowany w punkt. Takie numery jak: „Sorrowfield” czy „Case # Obscene” oplątują już od pierwszych sekund, dużo ciekawego, także wolniejszego i bardziej dusznego grania, z plumkającym basem znajdziemy w „9th Circle”, a kończący płytę „Dreaming In Red” to jest perełka.
Wokal wcale nie jest bardzo brutalny i nawet nie jest growlingiem, a bardziej szaleńczym, zdartym krzykiem, ale przy tym dość wyraźnym. Matti ma na niego też sporo sposobów i z łatwością przychodzi mu akcentowanie, uwypuklanie i podkreślanie odpowiednich fragmentów. Takim najbardziej chwytającym szlagierem jest, chyba najlepszy na płycie „Reborn In Blasphemy”, ale i „Souldevouer” i „Skinfather” z fajnie wpasowanymi cytatami, idealnie się przyjmują. Tak zresztą jak cała płyta. Bardzo dobra i rozbudowana muzycznie, umiejąca trafić do słuchacza i naszpikowana wieloma atrakcjami.
Tracklista:
1. Fleshless
2. Skinfather
3. Sorrowfilled
4. Case # Obscene
5. Souldevourer
6. Reborn In Blasphemy
7. Eviscerated (Bitch)
8. 9th Circle
9. Dreaming In Red
Wydawca: Nuclear Blast (1993)
Ocena szkolna: 5