Muzyczna ewolucja i rozwój Dismal Euphony były widoczne z płyty na płytę, ale na „Pyton Zero” zespół wręcz eksplodował ilością nowatorskich brzmień i rozwiązań, co w pewnym stopniu symbolizuje już sama okładka. Jest to bardzo intrygujący album, na którym odnaleźć można moc wrażeń i atrakcji, przechodząc przy tym przez różne stany, od euforii po odrętwienie.
Pierwszy „Critical Mass” to nie lada przebój. Świetnie zaśpiewany, w całości przez Anję Natashę, jest wiązką płynącej energii. Jest w nim taka rockowa melodyjność i zadziorność. Fantastyczny początek, poprawiony drugim „Pyton Zero”, w którym wokale są już na spółkę z Ole Helgsenem. Jest to kolejny porywający hicior z tej płyty.
A potem robi się już zupełnie inaczej. Atmosfera się rozluźnia i staje się bardziej stonowana. Dźwięki zaczynają płynąć ukojnie i aż otulać słuchacza wkręcającymi frazami i krajobrazami. Absolutnie nie znaczy to, że robi się nudno. Dismal Euphony potrafi poprowadzić przez swój natchniony świat w różnych odcieniach i różnymi sposobami. Czasem są wzmocnienia, czasem dochodzi nawet do black metalowych pasaży, a czasem można się poczuć jak na kwiecistej łące. I to wszystko w ramach jednego utworu. Są bardzo dobre wokale, jak choćby emocjonalny śpiew Anji w „Magma”. Przez cały czas coś się dzieje, muzyka jest zmienna i ciągle dobra. Wszystkie, nawet te wolne i lekkie motywy, są wartościowe muzycznie i nie są wypełniaczami.
Najbardziej wykręcony jest „Birth Reverse” ze swoimi ambientowymi otchłaniami i ciężkim noisem, w którym pojawia się wręcz beat. Z kolei w „Plasma Pool” jest najwięcej czystego black metalu, a i wokale Ole stają się skrzekliwe. Jest to jednak najdłuższy numer na płycie i znajdziemy w nim o wiele więcej, bo także przestrzenne tła, czyste wokale i przesterowane głosy.
I tak dochodzimy aż do ostatniego „Flyineye”, który znów stawia na nogi i jest kolejną, zagraną z rozmachem i polotem, energetyczną pigułką. Znów super śpiew Anji, tym razem przy akompaniamencie gitary akustycznej. Uwielbiam jak wreszcie się wyłania rozpoczynająca go zagrywka, choć z drugiej strony żal, że to już koniec.
„Pyton Zero” to płyta, która zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Z pozostałości black metalu wyłania się nowa, rockowa forma, pełna pomysłowości, chwytliwości i niespodzianek. Świetnie zagrana i zaśpiewana. Wydawać by się mogło, że tym albumem Dismal Euphony otwiera sobie drogę do dalszych wyzwań i odkrywania niezbadanych dotąd muzycznych przestrzeni. Tymczasem było to ostatnie ich dzieło, a zespół przestał istnieć. Szkoda.
Tracklista:
1. Critical Mass
2. Python Zero
3. Zentinel
4. Magma
5. Birth Reverse
6. Needle
7. Plasma Pool
8. Flyineye
Wydawca: Nuclear Blast (2001)
Ocena szkolna: 5