Tekst inspirowany stratą wieloletniego kolegi, spowodowaną jedną drobną głupotą. Opowiada o chwili, w której niczego nie da się już cofnąć ani naprawić.
Dies IraeIdąc ciemnym lasem
Drzewa szumią niespokojnie
Zrywa się wiatr
Dochodzą grzmoty
Z wściekłego nieba
Głosy krzyczą
Idę przed siebie
Nie wiem nawet, gdzie
To nie ma znaczenia
Zegar wybija godzinę
Nadchodzi dzień sądu
Żegnajcie, kochani!
Zanim wrzask przeszyje ciało
Wspomnę raz jeszcze
Zranionych, odrzuconych, zgwałconych
Ich krew mam na rękach, a łzy we flakonie
Wołają do nieba, wołają o pomstę
Już nie płaczę
Już nie ronię łez
Już nie...
To, co było, odeszło
A i tak nie było realne
W pajęczynie marzeń przyszło żyć
Dziś żądło zada mi cios
Rozrzucę piasek
A potem upadnę
Będą się mną żywić robactwa
Tak niewinne, tak drobne
Gorszy byłem od nich!
Zanim wrzask etc.
Przyjacielu, czy znajdziesz mój grób
Pośród sosen pachnących
Obok dużego mrowiska
Nie pal światła, nie pal zniczy
Moje oczy do mroku przywykły
Nie rań ich, proszę...