„Artefact” jest taką nową odsłoną Devilyn. Podczas trzech lat, które minęły od „Reborn In Pain” Bony i Novy wymienili połowę składu, a przed nową płytą wsparli się promówką, która miała pokazać ich aktualne możliwości. Zaowocowało to kontraktem z angielską Blackend, choć swój kawałek tortu wyrwało i Mystic Production wydając to w Polsce na kasecie.
Jaki jest więc ten nowy Devilyn? Jak dla mnie dokładnie taki jak, mający wtedy na koncie tylko jedną płytę, Hate Eternal. Mi tu się po prostu wszystko kojarzy z „Conquering The Throne”. Poczynając od ciężkiego i technicznego death metalu, poprzez diabła na okładce, aż po fajne, pustynne zdjęcie, gdzie Novy jest nawet trochę podobny do Erika Rutana. „Artefact” przygniata ciężarem gitar i wokalu. Wielka brutalność tej muzyki wyraża się w siarczystych riffach, kanonadach perkusyjnych i głębokim ryku Nowego. Wszystko jest zmienne, poplątane i niemelodyjne. Czasem mam wrażenie jakby ciężar miał być celem samym w sobie tej muzyki. Jakby wszystko było skoncentrowane na maksymalnym zgnieceniu słuchacza, pozbawiając go szansy, aby poczuł trochę masochistycznej przyjemności w zderzeniu z tą barierą dźwięku. Piszę tak dlatego, że ja sam nie mogę się dostatecznie wgłębić w te dźwięki i czegoś z nich wynieść. Najbardziej charakterystycznym fragmentem płyty jest pierwszy „Soul Snatcher” ze względu na powtarzalny refren. Nic to jednak jeszcze nie oznacza. W większości dominuje taki huraganowy chaos, z którego wyłaniają się bardziej poukładane gitarowe pasaże i solówki. Na więcej takich zagrywek zwróciłem uwagę w „Prophet’s Crux”, choć tego akurat na tej płycie nie brakuje. Ta gitarowa miazga jest największym atutem Devilyn. Niestety nie idą za tym wokale. Brak w nich linii melodycznych i wyrazistości, przez co całość jest jeszcze bardziej trudna i ciężko się wchłania.
Tak więc „Artefact” nie należy do pozycji lekkich, łatwych i przyjemnych, a wręcz przeciwnie. Trzeba poświęcić mu sporo uwagi, żeby bez szwanku przebrnąć przez ten śmiercionośny gąszcz. Jak by ktoś chciał się wczuć bardziej, śledząc teksty, to podpowiadam, że utwory „Propet’s Crux” i „Senses Scarity” są zamienione miejscami względem tracklisty. Ja bowiem przebrnąłem przez „Artefact” wiele razy i żyję. Jak ktoś preferuje takie urwanie głowy to odnajdzie tu swoje Eldorado. Mimo to, nie uważam, żeby była to płyta szczególnie fascynująca. Brakuje melodii, spójności i polotu. No, ale to już co kto lubi.
Tracklista:
01. Soul Snatcher
02. Arymans Grace
03. Psalm
04. Contempt
05. Kingdom Of The Blind
06. Decieved Conscience
07. Expression Of Horror
08. Prophets Crux
09. Fire - Step Follow Me
10. Sense Scarity
11. Hatched Out Of…
Wydawca: Blackend (2001)
Ocena szkolna: 4