Z mroźnej Finlandii, za sprawą Delayhead, dociera mocno schłodzone, ale niezwykle rozgrzewające „Vol. 80%”. Energiczna dawka heavy metalu, ubrana w oryginalną szatę, porywa z każdym łykiem coraz bardziej. Co ciekawe, pod względem graficznym „Vol. 80%” różni się od debiutu tylko kolorem napisów i podwojeniem voltażu, bowiem pierwszy tytuł brzmi „Vol. 40%”. Aż strach pomyśleć z jaką mocą trzeba będzie się zmierzyć przy następnej płycie, a będę chciał na pewno, bo „Vol. 80%” okazało się świetną pozycją i bardzo ją polubiłem.
Jest to śpiewny i melodyjny heavy metal, czasem zbliżający się trochę brzmieniowo do Metallicy. Gitary tworzą bardzo przyjemne dla ucha kompozycje, które można szybko polubić. Nie jest wcale jakoś bardzo ciężko, ale na pewno żywiołowo i rock and rollowo. Oprócz podstawowych riffów tworzących struktury utworów panowie serwują także co nieco solówek i innych gitarowych szaleństw. Jednak największym atutem Delayhead jest emocjonalny i taki płynny wokal. Tuomas Saarinien, będący jednocześnie gitarzystą, w bardzo kunsztowny sposób wyciąga i przeciąga swoje chwytliwe partie, czyniąc piosenki zapamiętywalnymi i wpadającymi w ucho.
Z początku wybierałem sobie najfajniejsze kawałki do wyróżnienia, ale po którymś przesłuchaniu stwierdziłem, że to nie ma sensu, bo tu jeden za drugim leci kozak i wszystko jest zajebiste. Jak ktoś by się jednak chciał przekonać po jednym numerze czy warto zamawiać tą płytę, to najbardziej polecam „Three In Vain Gods”.
Album jest długi, utworów dużo, więc są i pewne odchylenia. „Shut My Mind” ma wolny początek i jest pozycją rozkręcającą się. Trochę inaczej, ale zgrabnie skrojone i wokal jak zwykle wręcz idealny, więc wychodzi to jak najbardziej w porządku. Gorzej prezentuje się drugi zwalniacz „Creed”, który jest balladowy i raczej smętny w większości, a takich niespodzianek ja nie lubię. Ten numer ratuje tylko to, że w tekście autorzy zastanawiają się jak w dzisiejszych czasach można w ogóle wierzyć bajkę o bogu ojcu wszechmogącym, a zawsze to pocieszające, że ktoś tego nie może pojąć tak jak ja.
Ostatni „Hangover 18” to natomiast utwór instrumentalny i tutaj Delayhead należą się kolejne słowa uznania. Pod względem gitarowym na pewno najlepsza propozycja, Zresztą i bas ma tutaj sporo do powiedzenia. Ogólnie super płyta, fajny i ciekawy zespół, z pomysłem na siebie i bardzo się cieszę, że go poznałem. Zdecydowanie polecam.
Tracklista:
01. …To Die/Live for
02. Breathe
03. Maze
04. Three in Vain Gods
05. Deadman Walking
06. New Sun
07. Shut my Mind
08. Eye for an Eye
09. Wolfram
10. Creed
11. 11
12. Flask
13. Hangover 18
Wydawca: Inverse Records (2014)
Ocena szkolna: 5