Płyta „Sweetbries” okazała się sukcesem i Cryhavoc wzbudził zainteresowanie swoim power melo-death metalem. Słodkie melodie, ubrane w ostre gitarowe riffy i zachrypnięty wokal, znalazły swoich zwolenników, więc zespół szybko powtórzył swój ruch i nagrał album bardzo podobny do poprzedniego.
Jak już wynika z okładki, „Pitch-Black Blues” to kolejna porcja pościelowych przytulanek, choć trzeba przyznać, że w żwawych rytmach i nagranych z polotem. Cryhavoc potrafił ułożyć chwytliwe piosenki ze sztandarowym hitem z tej płyty „The Wind” na czele. Są to takie emocjonalne opowieści, które łatwo się przyswajają i nawiązują kontakt ze słuchaczem. Nie trzeba wiele wysiłku, aby dać się ponieść tym melodiom, gdyż są lekkie i przyjemne. Można wręcz powiedzieć, że rozgrzewające.
Podobną wymowę mają, traktujące o uczuciach, teksty, choć Cryhavoc dotyka też innych tematów. „Snowsong” mówi o kroczeniu własną ścieżką, a nie cudzą. Dopiero na sam koniec okazuje się, że negowana jest ścieżka boga. „Spree” natomiast opowiada o uzależnieniu od alkoholu i samotności człowieka pozostającego z butelką w reku.
Nie jest to skomplikowana muzyka, ani taka, która mogłaby robić większe wrażenie, ale swoje zadanie spełnia. Rzekłbym nawet, że jest marzycielska. Można przy niej rozwinąć swoje myśli i uzyskać motywację do działania. Nie ma w tym nic złego, żeby czasem pokołysać się przy czymś lżejszym.
Okazało się, że to była ostatnia produkcja Cryhavoc. Po nagraniu swojej drugiej płyty zespół się rozpadł i słuch po nim zaginął.
Tracklista:
1. Cryscythe
2. Metamorphosis
3. The Wind
4. Snowsong
5. Spree
6. The Serpent And Eve
7. Wild At Heart
8. Pitch-Black Ink
Wydawca: Spinefarm Records (1999)
Ocena szkolna: 4+