Trochę się zdziwiłem, że wydany niedawno, trzeci album szwedzkiego Crowpath przeszedł bez echa. Szwedzi do tej pory utożsamiani byli z najbrutalniejszą odmianą mathcore'a balansującą gdzieś na pograniczu grindu, zaś poprzedni album grupy "Son Of Sulphur" był tego najdoskonalszym przykładem.
Dlaczego więc "One With Filth" nie zwrócił uwagi? Ano dlatego, że Crowpath tym albumem dobitnie pokazał, że gatunek stoi w miejscu, nie rozwija się, a zespoły mają coraz mniej nowego do powiedzenia o ile w ogóle mają. Crowpath wpadł niestety do tego drugiego wora, gdyż nowy album nie wnosi absolutnie niczego nowego. Cóż z tego, że muzycy operują świetnym warsztatem, że pojawiło się tu i ówdzie kilka bardziej doomowych wstawek, skoro muzyczny bezład, brak melodii i harmonii wciąż najbardziej rzucają się w uszy. Pomimo tego, że perkusiście należą się ogromne słowa uznania, a muzykom nie można zarzucić braku umiejętności, to brak pomysłów i świeżości jest tu namacalny. Płyty nie ratuje nawet dość sterylne brzmienie.To co ujęło krytykę przy okazji "Son Of Sulphur" raczej nie wywoła tego samego efektu tym razem. Nie dosć, że "One With Filth" jest materiałem bardzo wtórnym i chyba najsłabszym w dyskografii Crowpath.
Tracklista:
01. One With Filth
02. Where Dolls Do Sin
03. Fondling The Grotesque
04. Plague Bearer
05. I Gryningen
06. Cleansed In Chlorine
07. The Deed
08. The Hunt
09. Septic Monarch
10. In Pitch Black Piss
11. Retarted Angel
Wydawca: Willowtip Records (2008)