Od autora:
Zapraszam do czytania kolejnych odcinków. Nowe wpisy postaram się zamieszczać regularnie co tydzień. Zachęcam również do komentowania i podsuwania nowych pomysłów co do przygód Weroniki.
„(...)Wszystko dąży do zimna. Życie zostaje poczęte w ogniu, po to, aby na końcu oddać całe swoje ciepło śmierci. Gwiazdy rodzą się w bezgranicznej manifestacji temperatury, by na końcu zamarznąć w kosmicznej otchłani, gdzie ustają wszelkie wibracje, gdzie jedyną formą istnienia jest idealny bezruch. Bezruch zimna. Wartka woda drążąca korytarze w niewidocznych dla oka miejscach, pełnię swojej egzystencji osiąga dopiero gdy stanie się lodem. Pięknym, majestatycznym, potężnym, doskonałym. Jego kryształy tworzą matematyczną harmonię, chociaż nie jesteśmy sobie tego w stanie wyobrazić ani poczuć. Jesteśmy obezwładnieni ciepłem, zwiedzeni życiem i światłem. Zauroczeni ulotnymi pejzażami, przemijającymi za oknami szaleńczych pociągów. Wciąż tylko ruch, życie, lęk i słabość. Tyle protez wymaga to nasze życie, aby mogło przypominać coś w rodzaju istnienia. Wiara, nauka, emocje, uczucia są tylko po to, aby nieustannie podtrzymywać tą ułudę jaką jest życie, ciepło i światło. Jednak gdy pojmiemy znaczenie zimna, zrozumiemy i dojrzymy prawdziwe oblicze Braku, odczujemy gdzieś tkwiącą w nas głęboko tęsknotę do wieczności. Nie śmierć jest tutaj rozwiązaniem, lecz Śmierć Właściwa. Nie mówię o końcu egzystencji, ale o Końcu Ostatecznym. Nie zimno, lecz Chłód Najgłębszy jest tym, o czym mówię. I nie chaos, lecz Bezruch jest stanem najbliższym boskości (...)”
Weronika wyłączyła radio i obróciła się na wąskiej pryczy. Spod przymkniętych powiek obserwowała wolne ruchy wahadła małego zegara, stojącego na drewnianej komódce. Właściwie nazywanie jej komódką było sporą przesadą. Kilka desek, szuflada i wyłamane drzwiczki. Weronika przytargała to koromysło ze śmietnika, teraz zajmowało prawie tyle samo przestrzeni co jej część sypialna. Jednak było to drewno, w dodatku wyglądało na prawdziwe. Nie rozumiała, jak ktoś mógł chcieć się tego pozbyć. Dlatego gdy tylko upewniła się co do wartości znaleziska, nie zastanawiała się dłużej. Nie miała wiele pojęcia o konserwacji przedmiotów drewnianych, ani nie znała nikogo, na tyle zaufanego, żeby powierzyć mu opiekę nad meblem. Każdy o kim pomyślała, zapewne zabił by ją natychmiast, aby tylko wejść w posiadanie skarbu.
Zegar odmierzał sekundy. Kolejny przedmiot przypominający inne czasy. Przypominający? Weronika nie pamiętała innych czasów, dlatego nie rozumiała skąd ta tęsknota. Może to miał na myśli ten kaznodzieja z radia, mówiąc o wewnętrznej tęsknocie. Za drewnem? Otworzyła oczy zmuszając się do zachowania przytomności, Senność zalewała ją obezwładniającą falą. Właściwie to nic dziwnego, skoro nie spała od trzydziestu godzin. Trzęsącymi się dłońmi otworzyła puszkę z napojem energetyzującym. Środek stymulujący implanty i ośrodki biologiczne miał ograniczone działanie, szybko mijające, ale przyjemnie uzależniające. Kwaśny smak płynu powodował grymas obrzydzenia, jednak po chwili dłonie uspokoiły się i wróciło skupienie. Nikt nie dzwonił. Weronika stuknęła palcem w płaski ekran padu i bezwiednie przerzucała z jednego końca w drugi małe ikony plików. Sprawdziła po raz setny kalendarz, prognozę zatłoczenia, awarie sieci, idiotyczne wiadomości z życia nieosiągalnych elit. Przełączyła tryb hologramowy i wygodnie ułożyła się na plecach. Nad nią w powietrzu zawisły jaskrawe ikony. Wybrała gry. Po chwili latała małym stateczkiem i strzelała do nadlatujących asteroid. Znów to uczucie. Może to zmęczenie, ale od kilku dni trawił ją nieokreślony niepokój. Zagnieżdżony gdzieś w splocie słonecznym promieniował falami do serca i żołądka. Ruchem ręki zgasiła hologram i wstała z pryczy, Jeszcze parę godzin czekania, a na pewno oszaleje.
Telefon...
Dzwonek. Motyw z jakiegoś płaskiego filmu sprzed lat. Weronika rzuciła się trochę nieadekwatnie do przestrzeni i o mały włos nie uderzyła czołem o ścianę.
- Halo? Tak.
Cała rozmowa nie trwała dłużej niż cztery uderzenia serca wzmacnianego psychoaktywnymi izotopami napoju energetyzującego. Ważny był adres i czas. O resztę musiała zadbać sama. Zanim jednak wyruszy, porządnie się wyśpi. Upadła ciężko na twardą prycze. Ucisnęła kciukiem lewy nadgarstek wyczuwając lekkie zgrubienie. Po uciskała je przez chwile aktywując tym samym implant wyciszający myśli. Patrzyła chwilę na tańczące wahadełko zegarka, po czym zapadła w ciężki, pozbawiony marzeń sen.
Z niewidocznego stropu spadały krople wody, zmieniające się czasami w srebrne strugi. Kałuże pobłyskiwały złotymi refleksami neonów. Kilka z nich migało z trzaskającymi spięciami. Weronika szła ostrożnie starając się nie wydawać zbędnych odgłosów. W głębi podziemnej hali czuła się jak myśliwy. Gdzieś tam, za kotarą półcieni, niewykończonych betonowych ścian i kolumn biło serce jej ofiary. Wyczuwała jego ciepło, lepkość krwi, nieregularny rytm. Czyżby wiedział, że się zbliża? Czy czuł podświadomie lodowate ostrze, które Weronika wbijała w jego ciało raz za razem, powtarzając w myślach sekwencje ataków. Na jej zmęczonej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Weronika była niewielkiego wzrostu, o dziecięcych rysach twarzy i białej, niezdrowej cerze. Wiecznie podkrążone i szkliste z niewyspania oczy sprawiały wrażenie, jakby dziewczyna była na coś chora. Owszem, była chora. Nieuleczalnie; na życie. Gdyby mogła, popełniła by samobójstwo już dawno temu, ale nie potrafiła. Wciąż czuła irracjonalną potrzebę życia, która według niej świadczyła o tchórzostwie i słabości. Pustkę egzystencji pomiędzy kolejnymi zleceniami wypełniała tęsknota za czymś nieobecnym, lub męczący sen.
Zamyśliła się o jedną chwilę za długo. Kiedy usłyszała szczęk zamka broni było już za późno. Pocisk przeszył jej ciało zanim usłyszała wystrzał. Kula przebiła jej udo o centymetr omijając kość. Bez jęku, bez zbędnego dźwięku Weronika upadła na ziemię, niczym niepotrzebna szmaciana lalka wypuszczona z dziecięcych rąk. Podkręciła implanty percepcji i wsłuchała się w otoczenie. Naliczyła trzy bicia serca. Jedno było przerażone - należało zapewne do jej ofiary. Dwa pozostałe brzmiały jak podniecone i spokojne zarazem instrumenty. Pewnie ochroniarze celu. O tym nie było mowy. Kiedy wróci do swojego mieszkania, poczeka na kontakt i zażąda podwójnej zapłaty. Zresztą rana na nodze sama się nie załata. Aby przywrócić jej dawną sprawność, potrzeba będzie sporo pieniędzy.
Ktoś szeptał. W wyczulonych uszach Weroniki brzmiało to jak głośny świst wiatru. Nieostrożne, zbyt pewne kroki świadczące o pysze swoich właścicieli zbliżały się do niej z obu stron. Zapewne ochrona sądziła, że się pomyliła i ustrzeliła jakiegoś dzieciaka. To dobra taktyka, ale Weronika nie miała teraz na nią ochoty. Wciąż nie ruszając się opracowywała w myślach dziesiątki możliwych scenariuszy, wciąż analizując kroki napastników. Jeden z nich był leworęczny, chodził delikatnie szurając prawą stopą. Albo dawny uraz, albo skrzywienie kręgosłupa. Raczej uraz. Weteran, lub pechowy nowicjusz. Weteran. Niedosłyszący na prawe ucho. Wybuch. Wszystko to w setnych sekundach przelatywało przez myśli dziewczyny. Czuła jak mięśnie jej ciała powoli gęstnieją, spinają się by wykonać jeden precyzyjny ruch. Zanim w polu rażenia pojawiły się koniuszki włosów ochroniarza Weronika strzeliła. Właściwie nie można było zobaczyć jej ruchu; nadal leżała na brzuchu z twarzą na ziemi i zamkniętymi oczami. Drugi strzał w przeciwnym kierunku powalił kolejnego napastnika. Zapewne to ten zranił ją w nogę. Gdy bicie serc ustało, dziewczyna dźwignęła się. Po jej twarzy nie było widać żadnej emocji, bólu, wysiłku. Tylko zmęczenie. Trzecie serce przyśpieszyło. Jeżeli chce zabić swój cel, musi się pośpieszyć, zanim zrobi to cholesterol w jego żyłach. Czuła zapach strachu, kwaśny przypominający wymiociny. Utykając szła w kierunku bodźców, które otaczały ją niczym ciepłe prądy powietrza. Minęła pierwsze zwłoki ochroniarza, na którego twarzy stężały krew i zdumienie. Cel był coraz bliżej. Wreszcie zobaczyła go. Mężczyzna w średnim wieku, skulony pod ścianą, zasłaniający twarz dłońmi. Wycelowała w niego wylot broni. Zostały jej jeszcze dwie kule. Gdyby zmarnowała je na coś innego, musiała by poderżnąć mu gardło, a tego bardzo nie lubiła. Zanim jej ofiara spojrzała na nią z wyrazem strachu i zaczęła błagać o litość, wypaliła roztrzaskując jego mózg po ścianie. Drugą kulę umieściła precyzyjnie w klatce piersiowej omijając serce, ale rozrywając aorty i krusząc kręgosłup. Tak dla pewności. W dzisiejszych czasach lekarze potrafią poskładać naprawdę paskudnie urządzone zwłoki, a Weronika lubiła załatwiać sprawy raz.
Spodnie powoli przesiąkały krwią. Dziewczyna wytłumiła zmysły; przez moment czuła się jak zanurzona pod wodę. Słuch wracając do normalnego stanu stawał się bezużyteczny, podobnie węch i wzrok. Ból znikł już zupełnie i odchodząc z miejsca zabójstwa Weronika nawet nie utykała. O niczym teraz nie marzyła, jak tylko o położeniu się spać w swoim ciasnym pokoiku. Pragnęła usłyszeć tykanie zegarka i lekki zapach drewna.
Od autora:
Zapraszam do czytania kolejnych odcinków. Nowe wpisy postaram się zamieszczać regularnie co tydzień. Zachęcam również do komentowania i podsuwania nowych pomysłów co do przygód Weroniki.