Już sama okładka i oprawa graficzna płyty wróży, że po odpaleniu wkroczymy w świat kolorowy, barwny i ubrany w całą paletę dźwięków. Zawartość to 12 kawałków, średnio po ok. 4 minuty, choć zdarzają się także krótkie, 2 minutowe przerywniki. Cofając się w przeszłość, debiutancki album sporo namieszał na muzycznym rynku metalowym. Tosin stworzył własny hermetyczny, muzyczny świat, w którym czuje się jak ryba w wodzie. Album „Animals As Leaders” był pełen świeżości, polotu i dostarczył nowej jakości, dzięki czemu Abasi szybko zasiadł po prawicy prekursora gatunku o pseudonimie Bulb. Zyskał sobie szybko sympatię i podziw słuchaczy, sporo koncertował i uplasował się wysoko na djentowej liście. Poprzeczkę podniósł sam sobie bardzo wysoko, ale nowym albumem wybrnął z opresji.
Niespodzianek wielkich nie ma. Czarnoskóry muzyk gra
dokładnie to co grał wcześniej. Trzyma się kurczowo swojej obranej konwencji i
chyba dobrze, gdyż robi to naprawdę fachowo. Całość materiału utrzymana jest na
podłożu math metalowym z przewagą djentu i czysto instrumentalna. Ale w
odróżnieniu od choćby np. Periphery, muzyka AAL jest o wiele bardziej
zróżnicowana, mniej tutaj ram i ograniczeń, dzięki czemu jest o wiele więcej
powietrza. Tym razem automat perkusyjny został zastąpiony genialnym bębniarzem
(Navene Koperweis), który pełnił również funkcię inżyniera dźwięku oraz drugim
gitarzystą ( Javier Reyes), który zmiksował cały album. Za mastering
odpowiedzialny był Dustin Miller i
słychać doskonale, że odwalony został kawał roboty. Brzmienie na krążku jest
żywe, selektywne, aczkolwiek mniej sterylne niż na debiucie. Co do zawartości
muzycznej, to dostajemy całą gamę połamanych riffów, djentowych, ciężkich
podkładów i oczywiście solówek. Abasi to jednak nie typ Jeffa Loomisa i solówki
to tylko jeden z elementów albumu. Na „Weightless” możemy się cieszyć całą
paletą technik gitarowych, które Tosin opanował do granic brawury. W przerwach
pomiędzy mięsistymi groovami można spotkać elementy elektroniki, dużo czystych,
wielowarstwowych gitar, loopy i zapędy w stronę jazzu. Nie brakuje tutaj także
melodii i typowo metalowych elementów, dzięki czemu album można pochłonąć
jednym tchem bez ani krzty zmęczenia.
Sekcja rytmiczna, robi kolosalne wrażenie. Bębny brzmią doskonale,
soczyście i pełnie, a to w jaki sposób Koperweis porusza się po górach i
dolinach metrycznych może budzić nie lada podziw. Całość materiału skomponował
oczywiście kolega Abasi, dzięki czemu czuć ogromną spójność i wizje muzyczną.
Gdyby szukać minusów to tak naprawdę bardzo ciężko je znaleźć. Pewnie znajdą
się wybredni, którzy zanegują to czy
tamto, ale był by to już czysty akt tzw. „ szukania dziury w całym”.Abasi stworzył muzyczny ogrom, którego nie da się ogarnąć za jednym podejściem. Cierpliwi i wytrwali napewno dosłyszą się tam tego wszystkiego dlaczego warto ten album mieć.
Na moje ucho krążek powinien dostać mocne 9/10, żeby
zostawić sobie tą odrobinę rezerwy , aczkolwiek można go polecić każdemu zwolennikowi
instrumentalnych szaleństw bez żadnych zahamowań.
Tracklista:
01. An Infinite Regression02. Odessa
03. Somnarium
04. Earth Departure
05. Isolated Incidents
06. Do Not Go Gently
07. New Eden
08. Cylindrical Sea
09. Espera
10. To Lead You To An Overwhelming Question
11. Weightless
12. David
Wydawca: Prosthetic Records (2011)