W niespełna dwa lata po spektakularnym debiucie Andromeda powróciła z drugim krążkiem "II=I". Po pełnym werwy i polotu debiucie, oczekiwania wobec Szwedów na pewno były bardzo wysokie a dodatkowo - to podobno druga płyta weryfikuje wartość zespołu. Formacja w końcu znalazła stałego wokalistę, więc aż prosiło się, aby następca "Extension Of The Wish" pozostawił konkurencję w polu.
Od blisko trzech lat słucham tego albumu i tytuł "II=I" okazuje się być bardzo buńczucznym. Do debiutu ten album nie ma podskoku - kapela zupełnie zmieniła kierunek grania, styl - na początku nie wierzyłem, że gra to ten sam zespół. Zacznę od tego, że płyta jest świetnie wyprodukowana - mięsiste brzmienie gitar, potężna perkusja, każdy instrument brzmi czyściutko. Nowy wokalista także jest pozytywnym zaskoczeniem - barwą przypomina Steve'a Hogarth'a (Marillion) i Toma Englunda (Evergrey). Jego wokal jest mocny a zarazem bardzo ciepły. Od strony instrumentalnej jest perfekcyjnie - po raz drugi mamy do czynienia z karkołomnymi wygibasami, ale tym razem zespół poszukał inspiracji gdzie indziej. I tutaj zaczynaja się schody."II=I" pomimo obecności ciężkich gitar i potężnego brzmienia jest albumem ugłaskanym, z przewagą spokojnych momentów, z obszernym wykorzystaniem instrumentów klawiszowych. Brakuje tu ewidentnie tej thrashowej nuty debiutu, brakuje pazura, nie ma polotu - jest za to wykalkulowane rzemieślnictwo. Na domiar złego same konstrukcje utworów nie są raczej zachęcąjace. Zdecydowana większość utworów przypomina zlepek luźnych pomysłów i melodii - zero składu w tym, co gra zespół. Otwierajacy płytę utwór "Encyclopedia" to jeden z gorszych "openerów" jakie słyszałem - technicznie OK, ale kawałek pozbawiony jest życia a i melodia wydaje się być wymuszona. Kolejny "Mirages" jest o wiele lepszy, chóralny, mocny refren, ciężkie riffy, ciekawe solo. Niestety "Reaching Deep Within" to kolejny gniot udowadniający, że Andromeda gdzieś się pogubiła w pisaniu utworów. Kolejne dowody? "Morphing Into Nothing" - instrumentalny numer, techniczna rzeźnia, z której nic nie wynika. "Castaway" - byłaby piękna ballada, gdyby nie boysbandowy, męski chórek. Kolejny utwór "One In My Head" - bardzo nowoczesny, z przesterowanym wokalem, ale niestety słychać jak bardzo melodia jest wymęczona.
"II=I" poza techniką muzyków nie oferuje w zasadzie niczego. Choć widać, że Andromeda coraz bardziej zakreśla swoje terytorium to poziom kompozycji jest delikatnie mówiąc słaby. Ilekroć wracam do tego krążka, usiłuję się przekonać, że jest on może dobry - niestety niczym Don Kichote, od 3 lat bezskutecznie walczę z tym albumem i każdorazowo przegrywam.
Wydawca: Century Media Records (2003)