Pomimo przyjętych oglądów o ponurym i ckliwym brzmieniu kapel z pod znaku metalu gotyckiego onieśmieliłam się po raz kolejny zajrzeć na ową scenę. I tutaj spotkała mnie miła niespodzianka w postaci albumu meksykańskiego składu Anabantha, którego muzyka zupełnie nie odzwierciedla mego dotychczasowego przekonania o nadętości i ceremonialnym pesymizmie tejże muzyki.
„Llanto De Libertad” to piąty, oficjalny krążek w karierze zespołu, zawierający dziesięć utworów utrzymanych w różnorakim tempie. Całokształt zbioru stanowi pokaźną skarbnicę wzniosłych niemniej jednak urokliwych momentów oddających najróżniejsze emocje. Już przy pierwszym odsłuchaniu dociera do odbiorcy krzepkie gitarowe granie stosownie zajmujące miejsce przy wolno płynących klawiszach. Jak przystało na omawiany gatunek nie zabrakło instrumentarium smyczkowego ani okazjonalnie wkomponowanego tła o charakterze szelestów natury dodatkowo wpływających na zmysły.Choć jest to album wydany kilka lat temu kompozycje brzmią nowatorsko i świeżo. Chwytliwe melodie różnią się od siebie nie powtarzając tego samego motywu, co kolejny utwór. Najmocniejszym punktem albumu zdaje się być subtelny "Frio, Silencio y Soledad” z ciekawą ścieżką melodyjną i zgrabnie integrującymi ze śpiewem bongosami, które tworzą dodatkową przestrzeń kompozycji.
Na wokalu usłyszymy Marie Duan, która swym głosem potrafi wywołać skupienie nawet najbardziej obojętnych słuchaczy. Interesująca, czysta, wręcz krystaliczna brawa głosu dodaje uroku i charakterystycznego wydźwięku temu zbiorowi. Powolne zawodzenia i porywcze przyśpiewy stanowią nieodłączną część wokalistyki prezentowanej przez Duan.
Na uwagę zasługuje również hiszpański język utworów, który równie dobrze wypada w przypadku gotyckiego muzykowania. Główne wątki utworów powielane od początku istnienia wspomnianego nurtu nawiązują do jak najbardziej mrocznych elementów ludzkiej egzystencji ujętych pomysłowo w poetycką aurę.
Jedynym mankamentem, który poniekąd można odczuć jest delikatne osłodzenie nastroju znajdującego się na krążku.
Słuchając można dojść do wniosku, że zbyt mocno przyłożono się do tego by album brzmiał melodyjnie. Z jednej strony raźnie płynące dźwięki porywają słuchacza w efektowny i przyjemny wir, i dzięki, którym płyta jest przystępna w odbiorze zaś z drugiej wynik współpracy meksykańskiego kwartetu sprawia wrażenie zbytnio wysublimowanego.
Pomimo tego przekonana jestem, że Anabantha jest tym zespołem, który swą twórczością wyróżnia się pośród grona lakierkowych, posępnych produkcji, posiadający odrębną receptę na zadowolenie swych miłośników.
Ocena: 8/10
Tracklista:
1.Barcos Fantasmas
2.Hojas Secas
3.Frio, Silencio y Soledad
4.Estigmas
5.Esclavos del Misterio
6.Corazon De Lagrimas
7.Angel Dormido
8.La Flor
9.Sacrosanto y Macabro
10.Luna Confusa
Wydawa: Dyskoteki y Cintas Denver (2006)
Yngwie : Mnie jest zawsze trochę szkoda, jak się pojawia jakaś kapela z ciekawym...
skoggtroll : Tia...kojarzą mi się z brazylijską telenowelą-fu
Harlequin : O dziwo nie wyłączyłem płyty po pierwszych 2 kawałkach. Z...