Długo wyczekiwana przez fanów nowa płyta Amorphis o nazwie Skyforger, to według członków zespołu kontynuacja pomysłów z Silent Waters. Czy jednak tak jest? Ja stanowczo bym nie powiedział. Materiał brzmi całkowicie inaczej, zespół jest inny, tak naprawdę Amorphis w takim stylu jeszcze nie grało. Śmiało mozna powiedzieć, że fani muzyki ekstremalnej mogą sobie odpuścić ten krążek. Dlaczego? Pewnie dlatego, że zespół totalnie porzucił już chyba jakiekolwiek związki z melodyjnym death metalem. Co dostajemy w zamian? Tu ocen będzie tyle ile gustów słuchaczy. Ja postaram się przedstawić swoje subiektywne zdanie o tej płycie.
Zacznijmy od tego, że album to kolejne dziecko "genialnego" Nuclear Blast, a co za tym idzie promocję i marketing miał niezłą. Okładka także wygląda zachęcająco przywodzi na myśl dość folkowe skojarzenia. Szata graficzna wydawnictwa jest naprawdę przyjemna pokusze się o zdanie, że może najlepsza ze wszystkich okładek Amoprhis. Jednak jak ma się to do zawartości albumu? Tu trzeba smiało powiedzieć że od pierwszych minut wiadomo że płyta jest dobrze wyprodukowana, a brzmienie jest wyraziste. Jak dla mnie mankamentem jest lekko schowana w większości utworów perkusja. Gatunkowo określiłbym zawartą na tym wydawnictwie muzykę jako melodyjny metal z posmakiem folkowej aury. Riffy są melodyjne, szybkie, zgrabne, rytmiczne i łatwo wpadają w ucho. W kilku kawałkach dostajemy jakąś gitarową solówke, przy czym mało wyrafinowaną i będącą przekształceniem głównego motywu danego utworu. Zespół do granic możliwości wykorzystał klawisze, które są wykorzystywane we wstępach i końcach utworów, będąc tłem dla każdego w zasadzie fragmentu muzyki. Perkusista niczym specjalnym nie raczy naszych uszu poza prawidłowym wybijaniem rytmu. Jeśli rzecz tyczy się wokalu to na płycie dominuje czysty melodyjny wokal Joutsena. Sporadycznie dostajemy partie growlowane. Wyjątkiem jest chyba utwór Majestic Beast, który cały jest w dość melodeathowej koncepcji i nie odpstępuje nas ani na chwile growling.
Utwory trwają zwykle od 4 do 6 minut co nadaje płycie dużą przejrzystość i sprawia, że album nas nie męczy. Wszystko to jednak po pewnym czasie daje wrażenie swoistego "muzycznego zasłodzenia". Trochę brakuje mi tu ciemnejszej muzycznej strony zespołu. Panowie na pewno stworzyli materiał przystępny i wpadający w ucho. Przebojowość bije z takich kawałków jak Silver Bride, From The Heaven Of My Heart, czy Sky is Mine. Czy jednak fani właśnie tego oczekiwali? Po odejściu Pasi Koskinena spora część słuchaczy mocno się zaniepokoiła. O ile pierwsze 2 płyty nie zwiastowały jakiegokolwiek muzycznego załamania, ta płyta daje ku temu obawy. Oczywiście można śmiało stwierdzić, że to ewolucja stylu, rozwój zespołu, którego dowodem jest świetny materiał. Na pewno jest dość równy, jednak też schematyczny.
Czasem słuchając ów albumu, nie wiedziałbym, że to kolejne, różne utwory, gdyby nie klawiszowe wstępy. Tempo utworów jest podobne, czasem jedynie dostajemy pewne zwolnienia. W płycie brakuje mi 'pazura', klimatu wcześniejszych dorobków Amorphis. Album zwyczajnie mi się nie podoba. Poza pewną folkową nutą ciężko jest mi wymienić jakieś pozytywy. Na uwagę zasługuje utwór 'Godlike Machine', w którym Amorphis nieco kombinuje z dźwiękami. Podsumowując, dostaliśmy solidny materiał, lecz jednocześnie muzyczny monolit. Czasem przesłodzony, na tak zwane 'jedno kopyto. Polecam jednakże fanom brzmień gothic czy power metalowych.
Tracklista:
1. Sampo 2. Silver Bride 3. From the Heaven of My Heart 4. Sky is Mine 5. Majestic Beast 6. My Sun 7. Highest Star 8. Skyforger 9. Course of Fate10. From Earth I Rose11. Godlike Machine12. Separated
Wydawca: Nuclear Blast Records (2009)
AbrimaaL : Już mam, za 42 :P
AbrimaaL : Płyta jest dobra, po kilkunastu przesłuchaniach można powiedzieć, ż...
Viol_Ence : mi sie tam podoba, uwazam ze to bardzo przemyslany i dopracowany material,...