osaczony chwilami,
wgryzającymi się panteonem barw
w moje małe jestestwo.
Podnoszę dłonie gładząc nimi skraj wszechświata,
utkanego z tych chwil
...nie mam nic, w wielości znaczeń celów i religii
...mam wiele w smaku moich chwil.
zamykam oczy sunąc po pejzażach nieskończonych pragnień,
tuląc myślami upływające sekundy
podgrzewając je,kształtując by stały się wieczne w swojej twardej formie.
zaplatam skraje rzeczywistości, tkając wzór marzeń, smoków...rzeczy.
ze zrozumienia wypływa szarość, błotem okrywając biegnące stopy.
powoli otwieram oczy
...powoli sen mija
... nigdy nie minie,
stworzony z marzeń dążę do domu.