Wczoraj obejrzałam smutny film, który skierował moje myśli na pewne tory. Otóż główna bohaterka pochodziła z typowo patologicznej rodziny i już w wieku 13 lat musiała zarabiać na utrzymanie swoje i rodzeństwa. Kiedy rodzina się o tym dowiedziała - potępiła ją. Permanentnie bezdomna - także w sensie duchowym. Usiłowała przetrwać. Bez przyjaciół, bez wykształcenia. Od dziecka gwałcona zajęła się prostytucją. Kiedyś wspomnienia jej tragedii odżyły i zaczęła zabijać swoich klientów. Pierwszy mężczyzna był ordynarny. Śmierć kolejnych nabierała jakby mniej wyraźnego charakteru. Dziewczyna wszystko to robiła, by przetrwać i utrzymać swoją dziewczynę, która po ucieczce z domu stawiała coraz większe wymagania odnośnie standardu życia. Kiedy policja wpadła na trop kobiety-prostytutki-alkoholiczki, jej druga połowa pomogła ją złapać. Na sali sądowej nie powiedziała niczego, co mogłoby wnieść odrobinę światła w życie skazanej. Stracono ją po kilkuletnim pobycie w celi śmierci.
Tak mniej więcej
prezentuje się historia kobiety ograniczonej kompleksem wyniesionym z domu.
Najbardziej brutalna była scena, kiedy dziewczyna, dla której prostytutka
bezcześciła jedyne co miała - swoje ciało, bez cienia żalu wskazała policji
winną.
Ten właśnie moment stanowił
jakiś punkt wyjścia moich rozważań. Uświadomił po raz kolejny kruchość
wszystkiego. Pokazał, że trzeba być ostrożnym, by nie zrobić czegoś, czego
można potem żałować, że może nie zawsze należy wierzyć w pięknie brzmiące
deklaracje, a liczyć należy przede wszystkim na własne siły. Czasem jest
podwójnie ciężko - jak w przypadku bohaterki filmu, kiedy to życie nauczyło
takiej jedynie drogi. Gdy człowiek znajduje się w obliczu braku alternatywy dla
takiego trybu życia. Bo kiedyś następuje moment, kiedy przestaje siebie
oszukiwać, patrzy w lustro i traci szacunek do siebie. To chyba największy
gwałt jaki można zadać sobie samemu.
Tak wiele rzeczy jest niezależnych od człowieka. Tak wiele mają na sumieniu ludzie, za których ciężar win przyjdzie kiedyś odpokutować. I wreszcie nietrudno jest obalić własne ideały, które czasem okazują się nie mieć pokrycia. Bo w gruncie rzeczy każdą wartość da się zniszczyć, a teorię dotyczącą ścieżki dobrego życia i miłości bliźniego - obalić. Mało kto popatrzy na człowieka z pogardą, nie zapyta "dlaczego tak, a nie inaczej?". Liczył się będzie sam fakt zbłądzenia i zejścia z drogi prawego, uczciwego życia (jakkolwiek by to zjawisko nazwać). W takich sytuacjach zazwyczaj nikogo nie interesują przyczyny, liczy się jedynie fakt, ten empiryczny i namacalny. Ale pamiętać należy, że nie ma skutku bez przyczyny i niektóre rzeczy, jak utarte w podświadomości kompleksy marginesu społecznego są czasem silniejsze od człowieka, którego nie stać na godną postawę w świecie, w którym wszystko (wartości, uczucia) stają się towarem deficytowym, zbyt drogim, aby móc sobie na niego pozwolić.
Wampgirl : "Kopiuj - wklej" to kiepska metoda pisania tekstów. Przynajmniej dwa pierwsz...
Wampgirl : Zauważ proszę użytkowniku o nicku "Pan", że chodziło nie tyle o f...
Gaia : "Kopiuj - wklej" to kiepska metoda pisania tekstów. Przynajmniej dwa pierwsz...