Flying Circus to niemiecki zespół progresywno rockowy powstały w 1990 roku. „1968” jest ich szóstym albumem, którego tytuł jest bardzo wymowny i wiele mówiący o zawartości nie tylko tematycznej i tekstowej, ale też muzycznej. Płyta bowiem jest próbą stworzenia nowoczesnej klasyczności i powrotu do lat sześćdziesiątych za pomocą aktualnego przekazu. Jest to więc istny wehikuł czasu mogący powodować nostalgiczne wspomnienia starszych i lekcję historii dla młodszych słuchaczy. W jednym i drugim przypadku myślę, że jest warta wysłuchania.
Bremenn jest na etapie promocji swojego debiutu "Flowers Of Fall", ale także pracy nad nowym wydawnictwem. O tym, a także o długiej juz historii zespołu rozmawiam z jego gitarzystą i liderem - Grzegorzem Kabasą.
Najlepszy na świecie „tribute band” The Doors wystąpi podczas trzech koncertów w naszym kraju. 19 września grupa zagra w krakowskim klubie Studio, następnego dnia przeniesie się do Eteru we Wrocławiu, a 21 września da koncert dla warszawskiej publiczności w legendarnym Palladium. Bilety są już dostępne na eventim.pl oraz w stałych punktach sprzedaży. Zespół święcił triumfy podczas kilku tras koncertowych m.in. w Wielkiej Brytanii, skąd pochodzi, Holandii, Niemczech. Koncertował w Dubaju i Paryżu. Teraz kolej na Polskę.
Ostatnimi czasy coraz częściej
przychodzi nam zamieszczać przykre wiadomości. Wczoraj, w RoMed Clinic w
Rosenheim (Niemcy) zmarł jeden z założycieli legendarnych The Doors –
klawiszowiec Ray Manzarek. Artysta miał
74 lata. Do końca byli przy nim żona Dorothy oraz bracia Rick i James. Klawiszowiec
już od dłuższego czasu zmagał się z nowotworem przewodów żółciowych.
"Doors of Perception" to debiutancki album pochodzącego z Danii zespołu Drone, który wykonuje muzykę z pogranicza rocka, progresywnego grunge'u oraz metalu. Krążek ukazał się pod koniec 2011 roku i zawiera czternaście utworów. Do jednego z nich, zatytułowanego "Divide and Conquer", grupa nakręciła w tym roku teledysk. Formacja Drone powstała w 2003 roku i poza debiutanckim albumem ma na swoim koncie trzy EP'ki.
Na 11 i 12 marca w poznańskim klubie Blue Note została zaplanowana impreza poświęcona grupie Turbo. Pierwszy dzień zacznie się występem węgierskiej grupy Crossholder, po
nich zagrają Riotgod ze Stanów Zjednoczonych (zawierający sekcję
rytmiczną Monster Magnet), następnie na scenę wejdą Astral Doors ze
Szwecji, a jako ukoronowanie tego dnia specjalny koncert dadzą
mistrzowie Turbo. Drugi dzień otworzą Deleted z Poznania, po nich wystąpi warszawski
sekstet At The Lake, następnie solo z akompaniamentem gitary zaśpiewa
Tomasz Struszczyk, czyli wokalista Turbo, a gwiazda tego dnia, po raz
pierwszy w Poznaniu, to legenda rocka progresywnego - Iron Butterfly ze
Stanów Zjednoczonych.
Władcy zwykle miewają następców, czasem nawet kilku, ale prawowity jest
tylko jeden - tak jest w przypadku cesarza metalowej wokalistyki
Ronniego Jamesa Dio i Nilsa Patrika Johanssona, frontmana szwedzkiej
grupy Astral Doors, która, długo oczekiwana w Polsce, po raz pierwszy wystąpi w stołecznej Progresji już w sobotę 10 marca.
Wcześniej zagrają Amerykanie z Riotgod. Przed nimi wystąpią Węgrzy z
Crossholder, których debiutancki album "Crossholder - In Captivity of
Time" zapewnił im renomę w Europie Środkowej, byli też jedynym
reprezentantem Węgier na głównej scenie Metalfestu w swojej ojczyźnie w
2010 roku. Imprezę otworzy, dawno nie widziany na żywo w Warszawie, zespół At The Lake.
Są thrillery, których akcja rozkręca się powoli i nie wciąga czytelnika od pierwszych stron oraz takie, które rozwijają się dynamicznie i od samego początku przeplatane są wieloma wątkami i wydarzeniami. "Statek" Stefana Maniego należy zdecydowanie do tej drugiej grupy. Jest to siódma powieść tego islandzkiego pisarza, która została wydana w 2006 roku i od razu stała się bestsellerem, przetłumaczonym na kilka języków. W Polsce ukazała się dzięki warszawskiemu wydawnictwu W.A.B.
Przełożyć muzykę rockową na język
orkiestry symfonicznej próbowało już wielu twórców. Efekty bywały różne.
Wspomnijmy choćby album „S&M” zespołu Metallica, nagrany przy udziale muzyków z San
Francisco, zjednoczonych pod batutą Michaela Kamen’a. Ani rozmach
przedsięwzięcia ani profesjonalizm osób, biorących w nim udział, nie
zagwarantował porażającego efektu artystycznego. Dopuszczenie do głosu
orkiestry osłabiło impet kompozycji Metalliki, odzierając je z dzikości i siły
rażenia. Elementy wyjściowe, z których zbudowano monumentalny spektakl, nie ułożyły
się w spójną całość. Patos materiału zatriumfował nad jego jakością. Nic
dziwnego, że wielu krytyków muzycznych, uznało „S&M” za płytę niegodną
uwagi.