Prosto z pięknego miasta Straussów, Wiednia, nadciąga Drzorn, projekt melodic death metal, który zadebiutuje w barwach Via Nocturna już 29 maja. Drzorn to twór jednego człowieka, Nikolausa Vuckovica, doświadczonego muzyka na scenie austriackiej i znanego z takich zespołów jak Moriturus czy Pendragon.
Litvintroll to zespół pochodzący z Białorusi, a dokładnie z Mińska. Biorąc pod uwagę nazwę zespołu już to jest zagadkowe, tym bardziej, że na płycie pojawiają się trole, które razem z Litwinami idą pod Grunwald i zabijają rycerzy w metalowych zbrojach niczym muchy. Poza tym trole lubią wypić i pobiesiadować, a w poszukiwaniu napitku mogą pozjadać całą wioskę ludzi. Zresztą biesiady lubią nie tylko trole, bo i ludzie ochoczo wznoszą kielichy w pierwszym „Da Siabra”. Mamy tu też na przykład elegię o śmierci komara i pieśń o tytułowej czarnej pannie, która na imię miała właśnie Barbara. Jest też tekst ludowy, pochodzący z Polski o lipie, na której siedzieli trzej ptaszkowie. Lipa była nieszczęśliwą panną, którą chciano wydać za starego, a ptaszkowie to byli trzej braciszkowie. Słyszałem tą piosenkę w wykonaniu Golec uOrkiestra. Piszę o tym ponieważ na wstępie chciałbym przedstawić klimat tej płyty, który chyba trzeba odbierać trochę z przymrużeniem oka.
To był błąd. Tak po pierwszym przesłuchaniu miałem powiedzieć, że mi zależy. Po drugim miałem wyznać, że świata nie widzę poza "New History Warfare Vol. 2 Judges", ale wstrzymałem się do trzeciego. I bardzo dobrze zrobiłem, w końcu oświeciło mnie w pełni. Przypomniałem sobie o mojej niedawnej miłości. Przypomniałem sobie o ostatniej płycie niejakiej PJ Harvey. Mam nadzieję, że się o tym nie dowie. A jeśli już to wybaczy mi zdradę. W końcu zauroczyłem się w nie byle jakim albumie. Kto, jak kto – ale Colin Stetson przez ostatnie trzy lata również nie próżnował.
Niemiecki Seelenzorn, bezbłędnie wzorujący się na twórczości takich formacji jak Rammstein, Terminal Choice czy Oomph! zaprasza wszystkich koneserów industrialnego metalu na smakowitą ucztę. 20 listopada tj. w czwartek na oficjalnej stronie internetowej grupy ukaże się bezpłatna EPka "Keine Angst". Prócz sześciu szorstkich, zmechanizowanych metalowych nagrań w zippowanym pakunku znajdzie się także teledysk do promującego całe wydawnictwo singla "Keine Angst".
9 listopada 1938 roku niemieccy nazisci w całym kraju demolowali sklepy żydowskie. Ta noc przeszła do historii jako "Kristallnacht", a John Zorn 55 lat później postanowił stworzyć album upamiętniajacy tamto zdarzenie.
Druga część muzycznej trylogii, której trzon stanowią John Zorn, genialny wokalista Mike Patton i basista Trevor Dunn. "Astronome" zostało wydane w tym samym roku co pierwsza część trylogii "Moonchild", ale swoim poziomem przerasta ten album po stokroć.
John Zorn bez wątpienia jest jednym z największych eksperymentatorów i poszukiwaczy muzycznych. Nie wszystkie więc jego dzieła są więc zrozumiałe, nie wszystkie są dobre, nie wszystkie są nowatorskie. Takim dziwnym albumem jest właśnie "From Silence To Sorcery".
PainKiller - jeśli ktoś ma skojarzenia z Judas Priest to niech sobie tak kojarzy, gdyż tym razem mamy do czynienia z wydawnictwem zupełnie innego kalibru. Pod tym szyldem ukrywa się trio John Zorn, Bill Laswell (na codzień zajmujący się ambientem) oraz Mick Harris (tak, ten Mick Harris z Napalm Death). Zorn, jako inicjator tego projektu założonego w 1991 roku zamierzał tworzyć z nim muzykę, która poniekąd uwypuklałaby jego fascynację death metalem i grindcorem. Rzeczywiście pierwsze wydawnictwa trzymały się tej koncepcji, ale Zorn nie jest muzykiem, który stoi w miejscu. Ukoronowaniem działanosci projektu, który został zawieszony w 1995 roku, jest ostatnia płyta sygnowana nazwą PainKiller - "Talisman: Live In Nagoya" będąca zapisem koncertu z 1994 roku z trasy po Japonii.
John Zorn jest ikoną wszelkiej jazzowej awangardy. W czasie swojej wieloletniej kariery muzyk miał wzloty i upadki, ale jego twórczość zawsze była nieszablonowa, zwariowana i szalenie eksperymentalna. W tym czasie artysta sworzył szereg projektów z Masadą i Naked City na czele. Właśnie krążek "Naked City" z 1989 roku uchodzi za największe dokonanie tego wykonawcy. Myślę jednak, że ubiegłoroczną płytą Zorn zbliżył się, jeśli nawet nie przebił wspomnianego dzieła.
John Zorn to muzyk, który wyrósł na niesamowicie wpływową, wręcz charyzmatyczną postać w świecie jazzu. Masada, projekt PainKiller, w którym wraz z Mickiem Harrisem z zespołu Napalm Death i z Billem Laswellem, łączył grindcore z free jazzem, to tylko niektóre przykłady działalności tego genialnego saksofonisty. W swoim solowym dorobku ma także kilka wstrząsających płyt.