„The Wake Of Magellan” to płyta, której tytuł i okładka mogą wprowadzić błąd. Choć faktycznie dużo w niej o morzu, to nie ma podbojów karawelami jak na obrazku, a Magellan to nie ten Magellan, o którym od razu każdy pomyślał, tylko jego (w bardzo dalekiej linii) potomek. Historię swojej dziesiątej płyty Savatage umieścili bowiem w czasach współczesnych i wpletli w dwa, z tego co czytałem, autentyczne wątki.
Muzyka sygnowana nazwą Magellan nigdy nie wzbudzała u mnie większych emocji. I to wcale nie z powodu , że nie cenię sobie metalu progresywnego. Nic z tych rzeczy! Po prostu z przykrością muszę stwierdzić, iż muzycy tworzący ten zespół to w gruncie rzeczy - rzemieślnicy.
Savatage - zawsze chwalony, a mimo to drugoligowiec. To, że dzieła zespołu mają piękną nutę epicką, wiadomo nie od dziś. Tym razem formacja postanowiła stworzyć koncept album będący połączeniem dwóch historii, które rzeczywiście miały miejsce. Pierwsza z nich dotyczyła 3 rumuńskich gapowiczów wyrzuconych za burtę przez kapitana oraz heroicznemu poświęceniu jednego z członków załogi, aby ocalić rozbitka, druga zaś irlandzkiej reporterki Veronicy Guerin, która zginęła walcząc z handlem narkotykami w kraju. Te 2 historie zostały połączone i osadzone w czasach wielkich odkryć geograficznych, podczas których główny bohater docenia wartość życia ludzkiego.